Kronika jest fantastyczna i pięknie pokazuje Ursynów przełomu 1987/88. Jest trochę o życiu, trochę o kulturze, trochę o ludziach. Pierwszy numer Pasma, premiera na deskach Teatru Za Dalekiego i niepowtarzalny klimat najbrzydszej pory roku w realiach upadającego PRL-u. Must see.
Kronikę nr 3/88 udostępnia Filmoteka Narodowa. Link dam na końcu, bo – wzorem DKF-u z Domu Sztuki – najpierw polecam krótką prelekcję. Łatwiej będzie zrozumieć, co oglądamy.
Na początek napisy tytułowe. W tle mamy ścianę magazynu na tyłach Koncertowej. Napis URSYNÓW widzieli wszyscy jadący Doliną Służewiecką od strony Stegien. W „Paśmie” kiedyś przeczytałem taki tekścik (cytuję z pamięci): „napis URSYNÓW przypomina, że każdy ma tutaj WÓR SYNÓW.” Magazyn rozebrano cztery lata temu. A skoro już o „Paśmie”.
Przed Megasamem kolektyw redakcyjny rozdaje pierwszy numer osiedlowego tygodnika, a więc te zdjęcia musiały być kręcone na początku listopada 1987 roku. W tle mamy charakterystyczną przyczepkę N-126, na kolejnym zdjęciu też widać takie dwie.
To redaktor Ibis-Wróblewski, który wraz z Markiem Przybylikiem zakładał „Pasmo”. Za nim kiosk, kwiaciarnia i „mały peweks” w przyczepce. Pamiętam, że sprzedawali w niej gumy do żucia zapakowane jak papierosy. Były świetne, bo doskonale gorszyły starsze pokolenie. Scena dzieje się przed Megasamem, który wówczas wygląda tak.
O takim tłumie klientów dzisiejszy Mokpol może tylko pomarzyć, no ale wówczas był to jedyny supermarket na osiedlu. Osiedlu, które na przedwiośniu nie wygląda zbyt zachęcająco, ale pamiętajcie, że to przedwiośnie 1988, więc trochę jak u Żeromskiego.
Wyżej mamy plac budowy metra. Tunel już zasypano, trwa wykańczanie stacji. Tu akurat Ursynów, w tle mój blok przy Koncertowej 3/5. Trwa akcja ociepleniowa (dziś mówimy: termomodernizacja), widoczna reklama FOTO METRO zaraz zniknie pod tynkiem.
Napis na płocie budowy zaprasza do Domu Sztu… Sztuki oczywiście, aczkolwiek koniec hasła wypadałoby dosztukować. Podobnie jak kilka desek w płocie. Sam Dom Sztuki jest jeszcze w formie pierwotnej. Z ażurowymi daszkami i przeszklonym pasażem. Nie wyglądał tak źle, dziś to jednak została straszna bida. Architektoniczna.
W kasie Domu Sztuki poza biletami do kina i Teatru Za Dalekiego (grają właśnie „Kochanego kłamcę” z Małgorzatą Niemirską i Markiem Walczewskim) kupić można najbardziej poszukiwane wydawnictwo kartograficzne Warszawy: plan Ursynowa-Natolina. Taksówkarze się o niego zabijali, bo wreszcie pozwalał jakoś się odnaleźć w tym labiryncie uliczek między blokami.
Fragment spektaklu znajdziecie w kronice, my wyjdźmy jeszcze na zewnątrz. Na przystanek podjeżdża bowiem autobus szkolny. Kolejny klasyk z tamtych lat. Ten Ikarus zawozi ursynowskich uczniów na Wierzbno, do Szkoły nr 202.
A po lekcjach co robić? Gdy są dwa stopnie ciepła i mamy tę paskudną porę między zimą i wiosną, to zostaje niezbyt wiele możliwości. Możemy powałęsać się po osiedlu. Poniżej widoczek z wiaduktu przy Surowieckiego na miejsce, gdzie dziś wyrasta plac zabaw Dinozaury.
Możemy też zapuścić się nieco dalej, na Ursynów Południowy. Kończymy zdjęciem z okolicy Płaskowickiej/Cynamonowej. To są bloki przy Kulczyńskiego a budka po lewej to sklepik „Drewno”.
Koniec prelekcji. Teraz już możemy oglądać, nie zatrzymując się co chwila aby spytać, co to jest. Gasimy światło i odpalamy stronę Filmoteki Narodowej.
W materiale filmowym dość mocno zaznaczony jest fakt braku przynależności Ursynowa do Warszawy. Krótkie poszukiwania po sieci specjalnie tego nie potwierdziły – wikipedia twierdzi, że Ursynów w obecnych granicach włączono do m.st. w 1951, inne źródła niewiele o granicach, czy też przynależności do gmin/powiatów wspominają. Jak to było naprawdę, czy ten materiał mija się z prawdą, czy to wikipedia się myli?
W prezencie otrzymałem „40 …”. Zaczynam ją dopiero, kilka historii za mną, super się ogląda/czyta 🙂
To jest oczywiście taka złośliwość ze strony reżysera kroniki. Że niby ten Ursynów to taka wiocha, ale powoli już wraca do miasta. Jest teatr a nawet gazeta.
1988 rok, Dom Sztuki, o ile dobrze pamiętam to w tym właśnie roku obejrzałem, jeszcze z mamą (film chyba był od 18 lat), słynny horror „Duch” („Poltergieist” maczał w tym palce Spielberg), prod 1982 r. Ekran kinowy na kołach, szumiący projektor ale mimo wszystko był klimat. Pełna sala. I film. Podczas oglądania pewnej sceny, moja matka, kobieta wtedy grubo po trzydziestce zakryła twarz ze strachu a ja dumny z siebie siedziałem twardo. Ale w scenie gdy koszmarny pajac zniknął z krzesła w pokoju głównego, małoletniego bohatera, to ciary przechodziły mi po ciele. Tego seansu nie zapomnę…Piękne chwile