Cały problem z dołkiem polega na tym, że go nie ma, choć przecież wszyscy wiedzą, gdzie jest. Braci Wagów róg Płaskowickiej. Płot, brama, za bramą rzędy stalowych pawilonów i teren do handlu weekendowego. A gdzie ten dołek? Aby wylądować w dołku, musimy trochę pokopać. W przeszłości.
Przeszłość bazarku zaczyna się w roku 1983. Natolin wciąż jeszcze w budowie. Na miejscu nie ma żadnego sklepu, handlową pustkę wypełnia więc prywatna inicjatywa. Zwłaszcza, że wyznaczono dla niej miejsce: zagłębienie terenu u zbiegu ulic Braci Wagów i Płaskowickiej. Czyli właśnie to na zdjęciu powyżej. Powstają pierwsze budy: w technice klasycznej, łączącej metal z płytą pilśniową oraz zaawansowanej, czyli blaszaki. Okoliczni mieszkańcy szybko nazywają to „bazarkiem na dołku”, bo – jak widać na kolejnym zdjęciu – rzeczywiście spora część handlu odbywała się w owym zagłębieniu terenu.
Oferta jest klasyczna. Otwiera ją oczywiście kiosk warzywno-owocowy, ale wkrótce dołącza cukiernia z hitem sezonu – rurkami z kremem i ciepłymi lodami, oblegany przez młodzież sklep papierniczy i wreszcie punkt skupu butelek. Bo dawniej butelki naprawdę odnoszono do skupu a nie wyrzucano na śmietnik. Za każdą wypłacano kaucję i odnosząc skrzynkę pustych flaszek można było uzbierać na jedną pełną. Czysty interes.
W kilka lat Bazarek Na Dołku wyrasta na handlowe centrum całego Ursynowa. W weekendy obrasta stolikami turystycznymi, kocami i łóżkami polowymi, z których sprzedaje się wszystko: tureckie wełniane swetry z napisem „Team Boys”, kozaki, telewizory Sanyo przywiezione z Berlina Zachodniego, kasety, piwo, proszki do prania, czekolady, futra, kożuchy i dżinsy.
W sklepach wciąż dogorywa komunistyczna bida a na dołku – handlowy raj. Cudowny interes kręci się przez całą dekadę lat dziewięćdziesiątych. W dwudziestym pierwszym wieku będące na biznesowych (i natolińskich) wyżynach targowisko wychodzi z dołka. Zagłębienie terenu zostaje wyrównane, sporą jego część zajmuje nowy blok. Bazar rozlewa się na całą okolicę.
Przyjeżdżają tu już nie tylko stali kupcy, nie tylko weekendowi rolnicy, ale także handlarze starzyzną i różni zbieracze sprzedający z koca za bezcen to, co w tygodniu znaleźli po śmietnikach. W soboty i niedziele kramy sięgają aż do ulicy Stryjeńskich. Tego już okolicznym mieszkańcom za wiele. Straż Miejska robi porządek z pchlim targiem, handel wraca na zasypany dołek.
Interes nadal idzie całkiem nieźle. Gdzie w końcu można dostać prawdziwą szynkę, jaja z gospodarstwa, sery wiejskie nie tylko z nazwy i świeże kwiaty? Tylko tu. Jedyny kłopot z bazarkiem polega na tym, że od początku był on tymczasowy. Stał w miejscu planowanej od lat obwodnicy i wraz z początkiem jej budowy rzeczywiście ląduje w dołku, a właściwie całkiem wielkim dole.
Po latach doświadczeń kupcy są już jednak dobrze zakorzenieni w terenie i umocowani politycznie. Mają swojego radnego, w dodatku z partii rządzącej dzielnicą i miastem. Rach-ciach, załatwione. Bazar wychodzi z dołu i przenosi się na zlikwidowaną pętlę autobusową Natolin. No ale to już zupełnie inna historia, którą opowiem gdy przejdzie do historii.
A swoją drogą. Tekst historyczny pochodzi z mojej książki „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”. Jeżeli was zaciekawił i zdjęcia też się spodobały, to ręczę, że kupując książkę u lokalnego, ursynowskiego wydawcy się nie zawiedziecie. W prezencie dorzucę jeszcze autograf i album „Witajcie na Ursynowie”. No wiecie, miało być o handlu, nie?
Przejdź do sklepu
Autorem zdjęcia tytułowego jest Włodzimierz Pniewski. Bardzo proszę nie reprodukować, jest chronione. Autor użyczył swojego dzieła tylko na tę stronę i do książki.
Przydałoby się podpisać zdjęcia, w którym miejscu mniej więcej stał fotograf.
„W dołku” był jeszcze sklep zoologiczny, wszystkie moje chomiki stamtąd pochodziły.
Pamiętam ten sklep. Najbardziej pamiętam ruszające się robaki – pokarm dla rybek 😉
Oczywiście że był, miałem stamtąd rybki do akwarium:)
„Mają swojego radnego, w dodatku z partii rządzącej” – rządzącej na Ursynowie, należałoby dodać, o czym najwyraźniej celowo zapomniał dodać autor tekstu.
Nie, to nie celowo. Wydawało mi się to oczywiste, skoro piszę tu tylko o sprawach lokalnych. Ale faktycznie, aby nie było wątpliwości – sprecyzowałem.
na dołku było też stoisko takiego miłego małżeństwa z książkami. W tygodniu handlowali w blaszaku pod dk Imielin przy dereniowej:)
Mając ok 10 lat handlowalem tam zabawkami na kocu. Przy górce obok „Szeryfa” 🙂
Na samym środku był balszk z zabawkami takimi super z „zachodu”