„1983” to może być chwytliwa nazwa dla serialu Netfliksa, ale w gastronomii ta data nie kojarzy się z jakimiś wyjątkowo słodkimi wspomnieniami. To reguła, ale był jednak wyjątek. Właśnie w styczniu 1983 roku na piętrze pawilonu handlowego przy ZWM (dziś Romockiego „Morro”) otwarto Metro Cafe. Lokal-instytucję.

Gdyby tylko wiedział, na co zostanie przeznaczony, zapewne wydałby z siebie niemy okrzyk papierowej wściekłości lub zgiął się, zmiął, porwał w akcie desperacji. Ale nie wiedział, bo skąd miał wiedzieć? Swoim rewolucyjnym obliczem paryskiego komunarda Jarosław Dąbrowski zdobił Bilet Narodowego Banku Polskiego – Prawny Środek Płatniczy w Polsce o nominale dwustu złotych. Akurat tyle, aby starczyło na dwie porcje lodów cassate, dwie cole i dwie bezy. Rachunek za taką słodką ucztę pod koniec lat osiemdziesiątych wynosił 188 złotych – jak skrupulatnie wyliczał na forum portalu haloursynow.pl pan Xarek. No a gdzie pod koniec komunizmu można było dostać na osiedlu taki delikates jak Lody Cassate? Tylko w Metro Cafe (częściej wymawiane jednak Cafe Metro), jednej z pierwszych i najdłużej działających ursynowskich kawiarni.

Lody na pewno pyszne, chociaż sądząc po czapkach i kurtkach nie był to najcieplejszy wiosenny dzień. Osiedle przy Lasku Brzozowym, nadesłała Agnieszka Leszczyńska.
Chcesz loda? 1987, nad. Agnieszka Leszczyńska

Kiedy ją otwierano, na placu budowy metra dopiero przygotowywano się do wbicia pierwszych pali. Ale nazwa – trzeba przyznać – była pierwszorzędna. Godna Manhattanu, zresztą Cafe Metro też tam jest – sam widziałem. Lokalizację też miała doskonałą. Na piętrze pawilonu przy Związku Walki Młodych, z wielkim szyldem widocznym z całej okolicy. W lecie wystawiano ogródek, w porze chłodniejszej musiało wystarczyć wnętrze – ale spokojna głowa, dla wszystkich starczyło miejsca.

Nie czarujmy się. Tak właśnie wygląda betonowa pustynia, klasyczne blokowisko. Widok z Bacewiczówny na budowę stacji Stokłosy i dalej, hen, na Jary. Fot. Adam Myśliński
Betonowa pustynia. Gastronomiczna także. 1984, fot. Adam Myśliński

Do końca socjalizmu lokal doskonale prosperował, nawet mimo działającej w pobliżu konkurencji w postaci Baru Zbych i Cafe Oczko, które opisywałem tu. W nowe czasy kawiarnia wjechała dobrze znanym i sprawdzonym torem osiedlowej knajpki. Eklerki, pierogi, piwo żywieckie. Doczekała nawet otwarcia właściwego metra, ale wtedy – na przełomie wieków – szefowie uznali, że czas już na zmiany. Przeprowadzono remont.

Scenka rodzinna na parkingu przed pawilonem przy ZWM. Na piętrze brak szyldu Cafe Metro. Dziwne. Fot. Adam Myśliński
Przed Cafe Metro. 1984, fot. Adam Myśliński

W nowym wydaniu miała to być nasza lokalna Mała Ziemiańska. Na ustawionym w kącie pianinie przygrywał muzyk, w repertuarze znalazły się wieczory artystyczne: weźmy choćby jesień 2000 roku, kiedy co miesiąc w kawiarni pojawiał się cykl „Piosenki stare jak świat”.

Krzysztof Wichrowski szukał pomysłu na życie. Okazała się nim knajpka na Ursynowie – Metro Cafe. Wczoraj minęło 16 lat od jej powstania. Choć trudno się tego spodziewać w samym sercu „betonowej dżungli” – Metro Cafe to knajpa z klimatem. Tworzą go dzielący dwa pomieszczenia pół-okrągły, czarno-szary barek, wiszące na ścianach fotografie, przedstawiające starą Warszawę i piękne kobiety z początków wieku, czyli (jak mówi o nich właściciel lokalu Krzysztof Wichrowski) – „nasze babcie”.'Supermarket', dodatek do 'Gazety Stołecznej'. 18 stycznia 1999 r.

Klasyczne stoliki z obrusem krytym szkłem zastąpiły eleganckie stoły, na ścianach zawieszono zdjęcia dawnej Warszawy.

Maciej Petruczenko, szef tygodnika "Passa", wspomina początki Ursynowa. 12 stycznia 2017. Autorem zdjęć jest Jerzy Bojarski.
Passa, 12 stycznia 2017. Piękne zdjęcie Cafe Metro, fot. Jerzy Bojarski

Zmianie dekoracji nie towarzyszyła zmiana podejścia do klienta, a co mogło uchodzić w lokalu przypominającym skrzyżowanie Borewicza z Alternatywami nie dało się już obronić w knajpie z aspiracjami. Wyobrażacie sobie na przykład, aby widząc kilkuosobowe towarzystwo zabronić mu połączenia stołów w pustawym lokalu? Ja sobie nie wyobrażam, ja to widziałem. No więc musiało się skończyć tak, jak się skończyło: Cafe Metro dojechało do ostatniej stacji i tu pociąg do słodyczy zakończył bieg. Kiedy? No właśnie – może ktoś dokładnie wie? Ja bym obstawiał, że nie wydarzyło się to później niż w 2000 roku. Czyli lokal nie dożył chyba swoich dwudziestych urodzin, na co zresztą mam dowód. Po zamknięciu kawiarni w pawilonie działała restauracja Salsa. Znalazłem w prasie zaproszenie na bal sylwestrowy roku 2000:

Salsa ul. ZWM 9, metro Stokłosy, tel. 643 50 50 Bal na 100 osób. Zabawa rozpocznie się o 20 i potrwa do 6 rano. Muzyka na żywo, zagra orkiestra. Cena 499 zł od osoby. W cenie menu bez ograniczeń. Dodatkowe atrakcje – konkursy z nagrodami.Przewodnik po balach sylwestrowych. 'Gazeta Stołeczna', 12 grudnia 2000 r.

Salsa też padła. Dziś w lokalu po Cafe Metro działa Centrum Bankietowe. Wstęp na tegoroczny bal sylwestrowy to już tylko 230 złotych od osoby. I trzeba przynieść własny alkohol, bo na miejscu nie podają.

Nasi tu byli! Cafe Metro na Manhattanie. Fot. Joanna Gocławska-Mazur
Cafe Metro w Nowym Jorku! 2009, fot. Joanna Gocławska-Mazur

Kawałek słodkich wspomnień jest tylko małą próbką głównego dania, które czeka w mojej książce „Czterdzestolatek. Historie z Ursynowa”. Serdecznie polecam do poczytania przy eklerce w osiedlowej kawiarni albo może do położenia pod choinkę prawdziwym miłośnikom lokalnej historii? Książkę kupicie u osiedlowego wydawcy, do każdego tak zakupionego egzemplarza dokładam dedykację, autograf i album „Witajcie na Ursynowie”. A do sklepu proszę tędy:

Przejdź do sklepu

 

Zdjęcie tytułowe pochodzi z artykułu w tygodniku „Kobieta i Życie” ze stycznia 1988 roku. Artykuł wkrótce udostępnię. Autorem fotografii jest znany fotoreporter Zenon Żyburtowicz. Przy okazji ciekawostka: moim zdaniem na tym zdjęciu jest fragment zielonego samochodu, który pojawia się też w tym samym miejscu na zdjęciu „Przed Cafe Metro” zrobionym cztery lata wcześniej.

Maciej Mazur
Rówieśnik Ursynowa (1977) i autor trzech książek o historii dzielnicy. Zawodowo reporter Faktów TVN i autor programu Ranking Mazura w TVN24.

6 KOMENTARZE

  1. Spółdzielnia mieszkaniowa STOKŁOSY zabiła ten lokal nieprzytomnymi oczekiwaniami czynszowymi. Szkoda. Ale to miłe, że mieszkańcy nas jeszcze pamiętają 🙂

    • Pamietam herbatę dilmah i napoleonki z Hotelu Grand – bywałem codziennie aby słuchać muzyki z opery – lokal pachniał herbatą – było pysznie.

  2. Salsa padla przed 2004. Pamietam,bo jako licealista bralem udzial w wyprowadzce tej knajpy.
    Do konca zycia bede pamietac te duze jak przedramie banany,ktore robily za ziemniaki…

Skomentujesz? Wiesz może coś więcej? A może autor się pomylił?