Najpierw sauna, potem zapraszamy na kawę. Pogadają państwo z sąsiadami, pośmiejemy się, a w tym czasie w pomieszczeniu obok wypiorą sobie państwo rzeczy w pralni samoobsługowej. Helsinki albo Kopenhaga? Poniekąd. To skandynawska wizja przeniesiona na warszawski grunt. Zapraszamy do modelowego klubu osiedlowego.

Nie będzie kabaretu, będzie chór – zarządził stróż, będący też jednocześnie kierownikiem artystycznym klubu mieszkańca w bloku przy Alternatywy 4. A potem jeszcze gnębił lokatorów, którzy chcieli oglądać mecz. Nie będzie meczu, będzie chór! W serialu Barei klub mieszkańca był dość absurdalnym miejscem, ale w rzeczywistości wyglądało to jednak nieco inaczej. Przyjrzyjmy się modelowemu klubowi, który w 1979 roku działa w przyziemiu bloku przy Pięciolinii. Jest część spółdzielcza i część ajencyjna. W tej drugiej prywaciarz prowadzi saunę i barek kawowy. W tej pierwszej działa pralnia samoobsługowa oraz klubik dla dzieci, gdzie można zostawić mniejszą młodzież pod troskliwą i fachową opieką.

Zacytujemy podpisy oryginalne ze "Stolicy" nr 12/79: Pani Olga Pilinow z zespołem przygotowuje w Klubie dekoracje; "klubik" dla dzieci pod kierunkiem pani Alicji Czarneckiej zapewni wszystkim dzieciom uśmiech i troskliwą opiekę.
Klub na Pięciolinii. Stolica, 3/79

Co to w ogóle za cuda w świecie, którym rządzą kolejki do sklepów i układy? Otóż to jest skandynawski sen. Skandynawski sen Marka Budzyńskiego, głównego projektanta Ursynowa, który w Danii naoglądał się podobnych instytucji. Skandynawską prowieniencję zdradza zresztą obecność sauny jako obowiązkowego elementu klubu mieszkańca. W Danii to wszystko działało. Stąd dość optymistyczna wizja, którą projektanci roztoczyli w prasie branżowej połowy lat siedemdziesiątych.

Klub Mieszkańców. „Architektura”, 1975

A to miało szanse w PRL-u? Cóż, uparli się. Uparli się, że w każdej kolonii bloków trzeba zaprojektować miejsce pod taką instytucję. Zaprojektowali więc i pamiątką po tym są do dziś istniejące na Ursynowie Północnym sporej wielkości lokale w przyziemiach/suterenach czteropiętrowych domów. Miejsca na kluby przewidziano też w pawilonach usługowych. Jednym z pierwszych i najdłużej działających był „Dom Rodzinny” na Puszczyka 6. W październiku 1978 roku z wizytą wpadają reporterzy „Expressu Wieczornego” i nie mogą się nadziwić, że takie cuda powstały na tej betonowej pustyni zamieszkanej przez nielicznych jeszcze pionierów.

Express Wieczorny, 20 października 1978. Otwarto "Dom Rodzinny", pierwszy dom kultury na Ursynowie.
Express Wieczorny, 20 października 1978.

A tu – kawiarnia, klub przedszkolny, w pełni wyposażona kuchnia (z „mechanicznymi robotami”) i zastawa na 150 osób. Można urządzić wesele albo inną huczną imprezę. Hałasy nikomu nie przeszkadzają, jesteśmy w wolno stojącym pawilonie. Ale takie coś udało się tylko raz. Na Koncertowej dwa lata później uruchomiono klub 606, oczywiście w bloku o numerze 6. Powinien się być może nazywać 666, bo inni szatani byli tam czynni. Przygotowano w nim na przykład miejsce na pralnię. Fachowcy założyli podłączenia pod maszyny „Polar”. Przyjechały jednak zachodnie pralki „Vølund”, a te wymagają innych podłączeń. Co robić? Skuwać rury czy czekać na dostawę polskiego sprzętu? A co, jeżeli dostawy nigdy nie będzie?

Interwencja Sztandaru Młodych z września 1980: jak to jest, że w klubie 606 miała być pralnia, duńskie dewizowe pralki są, pomieszczenie też, a pralni wciąż nie ma? A przy okazji: czy ktoś wie, co to był KLUB 188?
Sztandar Młodych i paradoks klubu 606. Wrzesień 1980

No i właśnie. Dalszy rozwój modelowych skandynawskich klubów niestety rozbił się o peerelowski bałagan, niedasizm i tumiwisizm. Sauna wymaga remontu? Panie, a skąd wezmę boazerię? Pralka zepsuta? Części nie ma. Ekspres wysiadł? No to kawy nie będzie. W połowie lat osiemdziesiątych istniały już tylko nieliczne kluby, w dodatku większość porzuciła ambitny program pralniowo-saunowo-kawowy i skupiła się raczej na działalności kulturalnej oraz przechowywaniu dzieci. Niedawno opisywałem tu klasyczny przykład takiego klubu, czyli Tolę z Natolina, polecam lekturę.

Tola. Kobieta i Życie, 18 kwietnia 1984

Ej, ale co to? Słyszycie trąbkę?! To chyba jazz… Tak jest, to jazz. Przed wejściem do klubu „Max” w bloku przy Szolc-Rogozińskiego rozłożył się zespół jazzowy i gra koncert a echo odbijają wielkopłytowe bloki. A sam klub? – Na ścianach dywany, na podłodze materace, siermiężne meble strugane przez jakiegoś drwala. Na finezję nie było środków – opisuje go w swojej książce „Bloki w Słońcu” Lidia Pańków. Kierownikiem „Maxa” był Michał Olszański, późniejszy dziennikarz radiowo-telewizyjny.

Klub Max, gra zespół jazzowy. Szolc-Rogozińskiego. Fot. Andrzej Kubik
Muzyczna scena klubu Max. 1983, fot. Andrzej Kubik

Nie tak wcale daleko stamtąd, na osiedlu Imielin, spotykamy Alexa. To klub młodzieżowy. Można tu wpaść na gry. Są flippery albo takie cudo – zamknięty w szklanej kuli latający w kółko helikopterek, który trzeba skierować na odpowiednie miejsca do lądowania. Hiszpanie powiedzieliby na to pewnie Salon Recreativo, a KULT to nawet o takim salonie całą płytę wydał.

Scenka rodzinna z ulicy Wasilkowskiego. Na bloku po prawej ciemne litery ALEX zapraszają do klubu z automatami do gry. Nad. Grzegorz Tkaczyk.
Klub ALEX zaprasza. 1985, arch. Grzegorza Tkaczyka

Nadchodząca transformacja, chociaż jakoś przybliżała nas do tej Skandynawii, to jednak dla sporej części klubów oznaczała likwidację. Dom Rodzinny na Końskim Jarze ustąpił miejsca siłowni. Klub 606 nie doczekał się nigdy następców Volundów. W jego miejscu urządzono w XXI wieku szkołę językową i terapię sensoryczną. Z drugiej strony – taki na przykład „Klub Przy Lasku”, oczywiście przy Lasku Brzozowym, funkcjonuje od lat i ma się doskonale. A nasz bohater tytułowy? Sauna ostygła, kawa się skończyła. Modelowy klub na Pięciolinii pamiętają tylko najstarsi Ursynowianie. Może zbierają się pod chmurką, w spontanicznie urządzonym klubie seniora, który kilka lat temu sfotografowałem przy Puszczyka?

Klub Seniora, czyli ławeczka pod drzewem przed blokiem Puszczyka 20. Fot. Maciej Mazur
Plenerowy klub na Puszczyka. 2020, fot. Maciej Mazur

Tradycja klubowa wszakże zobowiązuje, aby tę kwestię omówić w nieco szerszym gronie. To co, dziś kabaret czy chór?

Maciej Mazur
Rówieśnik Ursynowa (1977) i autor trzech książek o historii dzielnicy. Zawodowo reporter Faktów TVN i autor programu Ranking Mazura w TVN24.

3 KOMENTARZE

  1. Klub na Koncertowej nazywa się 'Klub 606′, podobno od numeru budynku, używanego przez budowlańców w latach ’70

  2. W 1979 roku mój tata zabrał mnie – 9 latka i moją 7 letnią siostrę do nowo otwartego klubiku (bo tak to wtedy nazywano) przy Pięciolinii 10. Tam rozmawialiśmy z miłą panią kierowniczką i tata zapisał nas na zajęcia plastyczne, kurs jeździecki (były plany żeby taki uruchomić) i jeszcze jakieś super ciekawe zajęcia (chyba kurs samoobrony). Potem nigdy nie mieliśmy czasu żeby tam pójść, bo jak człowiek wracał z Mokotowa albo z Centrum zatłoczonym autobusem U i to którymś tam z kolei, bo do poprzednich nie dało się wejść i pod wieczór zjadł obiad to ostatnią rzeczą o jakiej marzył była wizyta w klubiku…

Skomentujesz? Wiesz może coś więcej? A może autor się pomylił?