Hura, udało się załatwić Malucha. Teraz koniecznie trzeba zorganizować dla niego bezpieczne miejsce. Najlepiej za płotem i strzeżone całodobowo. I tu z pomocą przychodzi parking społecznie strzeżony. Instytucja dziś już trochę zanikająca, chociaż gdzieniegdzie wciąż można ją spotkać.
O bezpieczeństwo Malucha trzeba zadbać, to oczywiste dla każdego rodzica i każdego posiadacza małego Fiata również. Na zdjęciu powyżej z 1986 roku (z arch. Grzegorza Tkaczyka) trzy maluchy w równym rzędzie i jeden na rękach. Te blaszane z zazdrością spoglądają na przeciwną stronę ulicy Dereniowej. Tam ich koledzy z FSM śpią spokojnie pod czujnym okiem stróża rezydującego w białej budce strażniczej. Nie wiem, czy parking przed blokami na Warchałowskiego był profesjonalnie strzeżony przez Spółdzielnię Inwalidów Uniwersum, czy też może był parkingiem społecznym? W tym drugim przypadku z pewnością wisiała tam podobna tabliczka.
Spotkałem ją na Końskim Jarze. Teraz, w tym roku – chociaż czcionka i styl wykonania zdradzają, że wisi już dość długo. Informuje, że parking od ulicy jest strzeżony i to społecznie. Ten akurat parking znam doskonale. Przez całe lata osiemdziesiąte mój ojciec trzymał na nim nasze skarby – najpierw ukochanego dużego Fiata, potem znienawidzoną przez mnie Dacię. Parking – tak wtedy jak i dziś – był ogrodzony i oświetlony. Poniżej zdjęcie z 1983 roku, które znalazłem na blogu „Pańska Skórka”.
Ciekawe, czy dziś kolejka chętnych na miejsce za bezpiecznym płotem jest równie długa, jak w latach osiemdziesiątych? Niektórzy wpadali wówczas na racjonalizatorski pomysł i rozkopywali nieco skarpę, co powiększało miejsce parkingowe i pozwalało zaparkować dwa maluchy – jeden za drugim. Takie cuda.
Naszego miejsca rozkopać się nie dało, bo przydzielono nam stanowisko na zjeździe w dół. A tu – jaka miła niespodzianka. W 1988 roku wylosowaliśmy nowego Fiata 126p. W loterii? No, poniekąd. W systemie przedpłat, który zakładał, że obywatel wpłaca jakąś sumę w 1981 roku, potem dopłaca regularnie kolejne raty i cierpliwie czeka na przydział auta. Taki leasing, tylko odwrotny. Po siedmiu latach czekania system przydzielił nam pięknego pomarańczowego malucha – bardzo podobnego do tego ze zdjęcia tytułowego. Tylko gdzie go trzymać, aby zaraz nie ukradli albo przynajmniej nie zdjęli kół? Po dłuższych poszukiwaniach miejsce udało się znaleźć na parkingu strzeżonym za Megasamem. Mieszkaliśmy na Koncertowej, więc chcąc pojechać gdzieś naszym nowym autem, musieliśmy wsiąść w autobus, przejechać dwa przystanki, przejść za Megasam i już po 20 minutach można było ruszać w podróż.
Parkingi społeczne świetnie funkcjonowały za socjalizmu, sprawdzały się też w dzikich, bandyckich latach dziewięćdziesiątych. Potem zaczęły jednak znikać, co jednak nie oznaczało, że formuła się wyczerpała. Wyczerpywały się wolne działki i parkingi likwidowano pod budowę nowych bloków. Może jeszcze słówko wyjaśnienia dla tych, którzy nigdy z takiej instytucji nie korzystali – o co chodzi z tym słowem „społeczny”. Otóż możliwości były dwie. Albo wyznaczeni kierowcy po prostu pełnili dyżury w budce strzegąc mienia swojego i sąsiadów, albo – co zdecydowanie częstsze – parking był spółdzielnią społeczną, użytkownicy zrzucali się na stróża. No i koniecznie musieli mu zapewnić miejsce pracy. Tu nie do pobicia były wycofywane z ulic stare kioski Ruchu. Bo w tym interesie też musiał być, ruch, prawda?
Jeżeli gawęda wam się podobała, to serdecznie polecam więcej takich opowieści i więcej archiwalnych zdjęć w mojej książce „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”. Kto kupi bezpośrednio u mojego wydawcy, dostanie w prezencie album „Witajcie na Ursynowie” i dedykację od autora.
Przejdź do sklepu
Jak to zwykle bywa na tej stronie, wpis obudził wspomnienia. W połowie lat 90., gdy mieszkaliśmy na Zamiany, rodzice kupili nowego Poloneza. Znalazło się dla niego miejsce na parkingu społecznym gdzieś w okolicy stacji metra Ursynów, więc do auta był uczciwy spacer. Ale obywało się bez podjeżdżania autobusem 🙂
a zielone seicento nadal tam stoi i ma się dobrze 🙂