Gratulując wyboru nowemu-staremu burmistrzowi oraz jego nowym i trochę chyba zaskakującym koalicjantom, pozwolę sobie przypomnieć czasy, gdy sprawowanie tego urzędu wymagało gumiaków, parasola, ciepłego ubrania i sporego samozaparcia.
– Gorącą prośbę mają interesanci Biura Meldunkowego przy Puszczyka 5, aby pracą zatrudnionych tam urzędniczek zainteresował się Urząd Dzielnicowy – apelowało „Życie Warszawy” w marcu 1983 roku. – W miniony wtorek, a więc w dniu, gdy przyjęcia interesantów trwają tylko pięć godzin, panie pracujące tam przedłużyły sobie przerwę śniadaniową z 30 minut do ponad godziny i jeszcze było im chyba zbyt mało czasu na posiłek, gdyż jedna z nich rozpoczęła pracę z pełną buzią – relacjonuje redakcja.
Biuro Meldunkowe w pierwszym ursynowskim bloku było też pierwszą instytucją, z którą stykał się obywatel chcący w takim bloku zamieszkać na dobre. Paniom lepiej było podczas tej przerwy śniadaniowej nie przeszkadzać, tylko grzecznie życzyć smacznego, bo w PRL meldunek był fundamentem życia. Bez meldunku nie było pracy, nie było renty, nie było szkoły – niczego nie było. Nie to, co dziś, gdy meldunek można mieć w LLU, tam płacić podatki a z WN przywozić tylko pieniądze i puste weki. Słoiki wtedy owszem, też się woziło, ale przywożący je obywatel miał obowiązek chociaż czasowo zameldować się w Warszawie. Dosyć dygresji.
Urząd Dzielnicowy (Mokotowa oczywiście) w początkach 1983 roku nie miał głowy do urzędniczek (z) pełną gębą, bo na owej głowie miał właśnie otwarcie ursynowskiej filii – czyli można powiedzieć, że to właśnie wtedy pojawił się pierwszy administracyjny symbol autonomii Ursynowa: filia urzędu dzielnicowego przy Pięciolinii 5. Warunki odpowiadały z grubsza standardowi tutejszego życia: urząd znajdował się w ciemnej i wilgotnej piwnicy. Dzielnie wytrzymał tam prawie dziesięć lat.
We wrześniu 1992 roku nastąpiła przeprowadzka i utyskujące tak wcześniej „Życie” mogło z dumą odnotować: „Urząd znajduje się teraz w centrum Ursynowa, przy ulicy Szolc-Rogozińskiego. Zmieniła się organizacja pracy, teraz działa bez przerw śniadaniowych”. Czyli przynajmniej jeden powód do narzekań zniknął, chociaż pojawił się inny: „Rozważane jest wprowadzenie zakazu palenia papierosów na terenie placówki. W czasie pierwszych siedmiu dni funkcjonowania urzędu w nowym miejscu interesanci uszkodzili bowiem drewniane donice na kwiaty gasząc w nich papierosy.”
Pamiętając warunki w pawilonie przy Szolc-Rogozińskiego, trudno się interesantom dziwić, że palili z tych nerwów. Urząd mieścił się na piętrze i znakiem rozpoznawczym były tłumy wystające na korytarzach i podpierające ściany w kolejkach po dowód osobisty, prawo jazdy czy dowód rejestracyjny. To ostatnie było wyjątkową próbą nerwów. Kolejka od siódmej rano, awantury przy okienkach, narzekania na powolną pracę. Ech, dzisiejsza elegancka sala z numerkami i powiadomienia SMS-ami to istny Wersal. Nie mówiąc już o samej obsłudze, która naprawdę dramatycznie zmieniła się na plus. Kto nie wierzy, niech przypomni sobie tamten urząd – lub jego jeszcze lepszą część w barakach budowlanych na Lanciego. To dopiero było coś. W kilku żółtych kontenerach urzędowały władze Gminy (1994-2002) a później Dzielnicy Ursynów. Resztki tego kompleksu udało mi się sfotografować podczas prac rozbiórkowych w 2008 roku. Zdjęcie tytułowe też pochodzi z tego cyklu.
Burmistrz miał ćwierć kontenera, sekretariat i skórzany fotel obrotowy. Widać go na zdjęciu nieco wyżej. Radni obradowali w salce o powierzchni M3. Zimą było lodowato, latem upalnie a podczas wiosennych ulew lało się z sufitów.
W 2006 roku barakowy urząd odwiedził Kazimierz Marcinkiewicz, wówczas rządowy komisarz Warszawy a poprzednio premier słynący z wprowadzenia w propagandowe życie hasła „tanie państwo”. Jak relacjonował później portal haloursynow.pl, Marcinkiewicz „wszedł do środka i stwierdził: Zawsze byłem za tanim państwem, ale nie myślałem, że tak to wyjdzie. Bez przesady!” Tanie państwo ursynowskie skończyło się niewiele później. Jesienią 2006 roku urząd przeprowadził się do właściwiej siedziby przy Alei KEN 61. Przerw śniadaniowych chyba nie ma?
Także burmistrzowie, koalicjanci, opozycjo i interesanci – doceńcie, że możecie urzędować w tak eleganckim miejscu, gdzie na głowę się nie leje, petenci nie gaszą petów w doniczkach a sprawy załatwia się na ogół szybko i skutecznie.
Ta barwna historia jest fragmentem mojej książki „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”. Tak sobie pomyślałem, że to akurat dobry moment aby ją opublikować. Jeżeli macie ochotę na więcej albo chcecie podsunąć Świętemu Mikołajowi dobry prezent, to oczywiście służę uprzejmie książką ze świąteczną dedykacją i autografem. Takie cuda tylko w sklepie u mojego wydawcy.
Przejdź do sklepu
Panie Maćku 🙂 Jako mieszkaniec Służewa zapraszam do Urzędu Dzielnicy Mokotów na ul. Wiśniowej 37… 😉 Będzie można stworzyć ciekawy artykuł, nawiązujący tematyką do tego artykułu, tylko nie o sytuacji historycznej a bieżącej… 🙂
Pamiętam jak na Szolc-Rogozińkiego (czyli vis-a-vis Baltony) odbierałem w 2004 i 2005 odpowiednio dowód i prawo jazdy. Tyle lat temu ;-).
A co do zdjęcia p. Agnieszki, to próbuję w pamięci odnaleźć te baraki na rogu Lanciego i Lasku Brzozowego… i czy przypadkiem to nie była budowa pawilonu SM Przy Metrze? Tak pytam…. i pozdrawiam! Buszy85.