Zamiast witryny – zakratowane okno. Wchodzimy jak do piwnicy, bo w zasadzie to jest piwnica, ale nic to! Ważne, że punkt sprzedający „konfekcję a także inne drobiazgi” miał wszystko to, czego w 1984 roku brakowało w państwowych sklepach. Czyli właśnie konfekcję. I inne drobiazgi.

Nie wiem, gdzie Włodzimierz Pniewski zrobił to zdjęcie i liczę na waszą pomoc oraz wspomnienia. Nie wiem, czy piwniczny sklepik z drobiazgami tętnił życiem sprzedając frotki, spinki, skarpetki, garsonki i tureckie sweterki. Zakładam jednak, że tak właśnie było. Połowa lat osiemdziesiątych, państwo już nie przeszkadza prywatnej inicjatywie, bo zdało sobie sprawę, że bez niej po prostu nie da rady. Idealną ilustracją tego stanu rzeczy jest kolejna fotografia.

Przed Megasamem wysyp reklam prywatnej inicjatywy - w tym sklepu "Gucio" na osiedlu Na Skraju. Na tę reklamę z punktu widzenia fotografa parzy oczywiście Maja. Pawilon z artykułami dziecięcymi. Zdjęcie z albumu "Portret miasta".
Gucio dla Mai do pary. 1984, zdjęcie z albumu „Portret miasta”

Ten sam 1984 rok i znów konfekcja, tym razem w wersji dziecięco-młodzieżowej. Nazwa sklepu GUCIO nie jest przypadkowa. Nie chodzi o tandetne nawiązanie do Gucciego, tylko o trafne odniesienie się do Mai. Pszczółki Mai, która jest po drugiej stronie ulicy. Państwowego pawilonu z artykułami dziecięcymi. W handlu role jednak są inne niż w ulu i popularnej dobranocce dla dzieci. Maję klienci obsadziliby raczej w roli trutnia, za to prywatny Gucio uwija się jak pszczółka.

Prywatna inicjatywa w blaszanych kontenerach nad dzisiejszą stacją metra Ursynów. Kadr z filmu "Skupisko", reż. J. Gębski. Prod. WFDiF
Kontenery przy Wiolinowej. 1980, kadr z filmu „Skupisko”

A to co? A to klasyk. Absolutnie klasyczny blaszany kontener mieszczący prywatny sklepik. Te trzy budki stoją w miejscu dzisiejszej stacji metra Ursynów, za nimi widać ulicę Wokalną. Przetrwały tylko do 1983. Zniknęły wraz z rozpoczęciem budowy metra, ale ówcześni okoliczni mieszkańcy (w tym ja) wciąż pewnie wspominają działający w nich warzywniak, papiernik czy sklep z zabawkami mający wszystko to, czego nie miały sklepy spod szyldu państwowego SPHW. Prywatny handel – to cecha przedsiębiorczych Polaków znana od wielu lat – nie uznaje, że czegoś się nie da. Nie przewidziano galerii handlowych? Nic to. KORNIK jakoś się wcisnął. Tam trwa wciąż budowa, tu jeszcze nie ma tynku, ale Kornik już swój szyld powiesił i działa.

Sklep Kornik na Imielinie. W tle powstaje ulica Hawajska i pawilon handlowy. Kadr z filmu "Skupisko", reż. J. Gębski. Prod. WFDiF
Sklep Kornik. 1980, kadr z filmu „Skupisko”

Kolejne zdjęcie zrobiłem piętnaście lat temu na Wiolinowej. Coś czułem, że to już ostatnie chwile tej budki a była pięknym świadectwem minionej epoki. Szyld przypomina nam nieco „konfekcję a także inne drobiazgi”, prawda? Tym razem w artykułach zagranicznych chodziło o przywożoną na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych z Wiednia i Berlina Zachodniego kawę Jacobs lub „Neskę”, czekoladę z orzechami w okienku i gumy do żucia.  A mamy już rok 2006. Budka zniknęła niedługo później.

Budka przy Wiolinowej i klasyczny asortyment lat dziewięćdziesiątych. Fot. Maciej Mazur
Artykuły Zagraniczne. Budka na Wiolinowej. 2006, fot. Maciej Mazur

Na zakończenie wielki powrót Gucia. Rok 2008. Procesja Bożego Ciała zmierza Aleją KEN w kierunku Bartoka. W tle podziwiać możemy wysyp i szyldów na pawilonie przy Pasażu Stokłosy. Prywatna inicjatywa wiecznie żywa.

Boże Ciało. Procesja u zbiegu KEN i Bartoka. Pan po prawej zadumany, reszta pędzi. A nad głową pizza. Zdjęcie: Anka.
Eucharystia, Gucio, Pizza. KEN przy Bartoka. 2008, fot. Anka

 

Maciej Mazur
Rówieśnik Ursynowa (1977) i autor trzech książek o historii dzielnicy. Zawodowo reporter Faktów TVN i autor programu Ranking Mazura w TVN24.

1 KOMENTARZ

  1. Nie zapominajmy o „Sindbadzie” przytulonym do megasamu po lewej stronie. Pierwszy sklep-komis na Ursynowie z towarami, które do tej pory były widziane jedynie w Pewexie / Baltonie. Właściciel wykazywał się dużą tolerancją, kiedy siedzieliśmy z kumplami w środku i z wypiekami na twarzy wskazywaliśmy na „maczboksy” które „na pewno”dostaniemy od rodziców przy najbliższej nadarzającej się okazji.

Skomentujesz? Wiesz może coś więcej? A może autor się pomylił?