Szaro, buro i ponuro. Niby pada śnieg, ale zaraz topnieje. Do autobusu trzeba podbiec przez błoto po wydeptanym trawniku między śmietnikiem i dużym fiatem. Ale po co biec, przecież i tak ucieknie. Zrezygnowani i wkurzeni pójdziemy do kiosku i zapalimy sobie papierosa HB. Oto kolejny dzień z życia Polaka na styku jesieni i zimy 1992 roku.
Z tym Polakiem to wcale nie chodzi o to, że niby te dołujące zdjęcia z jesiennej pluchy to taki nasz portret narodowy oddający ducha i charakterystyczny klimat naszej Ojczyzny. Gdzie tam. Przypadkowa zbieżność. Chodzi o ulicę Polaka – Benedykta Polaka – świetnie uchwyconą w 1992 roku przez Adama Łowickiego.
Coś w tym jednak polskiego jest, ale (wbrew pozorom) także optymistycznego. Niby takie pluchy nadal mamy za oknami, niby ten śnieg z deszczem zaraz topnieje i cała okolica tonie w szarości, ale mimo wszystko tej szarości dziś jest nieco mniej. Mniej też takich wydeptanych i tonących w błocie niby-trawników wokół samotnych trzepaków. Kiedyś to był przecież typowy jesienny krajobraz widziany przez każdego Polaka, nie tylko tego z Polaka. Zajrzyjmy do warzywniaka na Polaka.
Wita nas pan Janek zabawną miną, a nam mina może zrzednąć: co to za ceny?! Spokojnie, spokojnie, to przecież ceny sprzed denominacji, ta dopiero nadejdzie w 1995 roku. Aby kupić ocet musimy sięgnąć po 5000 złotych z Szopenem i jeszcze dorzucić 500 z Kościuszką. Dla młodszych czytelników: dziś te imponujące sumy przeliczylibyśmy na 55 groszy. Wyjdźmy jeszcze na podwórko, bo słońce wyszło, plucha zniknęła, zima się skończyła i znów mamy wiosnę. Oraz niespodziankę.
To Skoda Tudor, model z lat 1946-52. Na ulicy Polaka sąsiaduje z nią typowy wóz Polaka końca PRL, czyli mały fiat. Wsiądziemy w niego i wrócimy do czasów dzisiejszych, gdy maluch na ulicy wzbudza sensację a cen octu wciąż jeszcze nie wyrażamy w liczbach czterocyfrowych. Polacy, głowa do góry! Ta jesień przecież przeminie.
To była krótka wycieczka do roku 1992, jeżeli macie ochotę na więcej powrotów do przeszłości, to serdecznie polecam pod choinkę swoją książkę „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”. Kto kupi bezpośrednio w wydawnictwie, ten może dostać dedykację wedle życzenia.
Przejdź do sklepu
O kurczę! Co prawda mieszkałem wtedy w innej części Ursynowa, ale krajobraz miałem podobny – to błoto, kałuże, auta z PRL. Ale dziś patrzę na te obrazy z sentymentem, mimo ich pozornie smętnej natury.
Pamiętam połowę lat 80 – do tego kiosku HB stało się nieraz pół godziny bo express wieczorny rzucili. A wiadomo że pętla więc co autobus to nowi klienci. W niebieskim totalizator sportowy a czerwony i tak większość czasu stał pusty (albo zielony z czerwonym mi się pomyliły)