Łada i buda. Łada jeszcze zdecydowanie z poprzedniej epoki, za to buda robi już za symbol nowoczesności. To przecież klasyczny przystanek typu „Adpol”, który pojawił się jakoś tak w początkach lat dziewięćdziesiątych. Tu mamy go na Cynamonowej przy Szolc-Rogozińskiego.
Jeszcze kilka lat wcześniej jakakolwiek budka przystankowa była marzeniem. Wyposażenie standardowe przystanku komunikacji miejskiej dążyło bowiem do minimum wyznaczonego przez czerwony słupek, żelazny lub betonowy śmietnik i czasem też ławkę – szczęście, jeśli była cała.
W 1991 roku władze komunikacji postanowiły wykorzystać szansę, jaką przyniosła nowa rzeczywistość. Wiaty przystankowe zaczęła stawiać prywatna firma „Adpol”. Na ulicach pojawiły się charakterystyczne czerwone przystanki z zaokrąglonym dachem. Najpierw w centrum, potem także na peryferiach. Traf chciał, że w 2014 roku zrobiłem zdjęcie bardzo podobne do tytułowego. Mamy na nim ten sam zaokrąglony słup reklamowy i tę samą budkę przystankową. Przybył tylko zakaz palenia. Nie powiecie więc, że wiata była prowizoryczna. Wręcz przeciwnie. Piętnaście lat służby nie zrobiło na niej wielkiego wrażenia.
Projekt pięknie wpisał się w łukową stylistykę lat dziewięćdziesiątych. Przewidziano miejsce na reklamy (w końcu na tym polegał ten biznes) a przestrzeń pod okapem poza budką najczęściej okupowali palacze. Jedynym minusem był przezroczysty dach – w upalne dni pod budą było dość ciepło, że tak oględnie powiem. Wiaty dzielnie trwały przez dwadzieścia lat. Skuteczne dawały odpór zakusom chuliganów. Nogi powoli już nadgryzała im rdza, tylne ściany tablic z rozkładami jazdy pokrywały kolejne warstwy ogłoszeń drobnych, daszek trochę żółkł, ale one wciąż stały. Zapisały piękny rozdział w historii warszawskiej komunikacji miejskiej. Proszę bardzo, na zdjęciu poniżej czerwony przystanek po drugiej stronie ulicy Cynamonowej. Minęło szesnaście lat, a on wciąż stoi. Znaczy: stał. W 2015 roku.
Każda epoka kiedyś się jednak kończy, ta też swój koniec znalazła po ponad dwudziestu latach. Władze miasta uznały, że czas na nowoczesność godną XXI wieku a nie lat dziewięćdziesiątych. W połowie poprzedniej dekady rozpoczął się proces demontażu czerwonych wiat Adpolu. Jedną z ostatnich na Ursynowie uchwyciłem w 2016 roku na przystanku Centrum Onkologii. Rdza już podcięła jej podstawę, farba odchodziła płatami a i dach daleki był od krystalicznej przejrzystości pleksiglasu.
Czy nowoczesność przyniosła rzeczywiście zmianę na lepsze – tu zdania są mocno podzielone. Pod wiatami Adpolu – podobnie jak pod tymi nowoczesnymi – w upalne dni można było się ugotować, ale obłe kształty epoki premiera Bieleckiego i Olszewskiego dawały przynajmniej niezłe schronienie przed deszczem, czego nie można powiedzieć o eleganckich konstrukcjach z giętego szkła, które zdobią główne przystanki w centrum miasta. Jedno się nie zmieniło. Miejsce na reklamy nadal jest w centrum uwagi, reszta – w tym pasażerowie – są tylko dodatkiem do tego biznesu.
Do czytania na przystanku lub pod choinkę dla koleżanki, mamy, taty, męża, żony, brata i szwagra – serdecznie polecam swoją książkę „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”. Tam podobnych opowieści mnóstwo a książkę można dostać z dedykacją wedle życzenia i autografem autora. Dorzucamy jeszcze albumik „Witajcie na Ursynowie” z 2012 roku. Wszystko tylko w sklepie wydawnictwa.
Przejdź do sklepu
Czy ten przystanek na Rosoła jest za Ciszewskiego w kierunku Kabat?
Tak jest
Niedaleko Ursynowa taką wiatę można zobaczyć przed Centrum Alzheimera przy al. Wilanowskiej. Nie znając tematu, myślałem, że starą wiatę zaadaptowano na miejsce dla palaczy, żeby im deszcz na głowy nie kapał. Ale okazało się, że przyczyna jest zupełnie inna – takie wytłumaczenie znalazłem w artykule o Centrum. Otóż chodzi o to, żeby pacjent, który wyjdzie z placówki, miał się gdzie zatrzymać. Osoby takie zazwyczaj nie bardzo pamiętają, dokąd chciały iść. Gdy więc napotkają tuż przy wyjściu przystanek – prawdopodobnie postanowią poczekać na nim na autobus. Dzięki temu większe są szanse na odnalezienie ich w bezpośredniej bliskości.