Jaka kolejka po makaron – ci wszyscy ludzie panikują i stoją aby kupić makaron?! Nie, gdzieżby. Oni stoją, aby oddać makaron, który sami kupili. I mnóstwo innych rzeczy też.
W spożywczaku na dole – jedynym sklepie (oprócz Żabek) czynnym w niedzielę, zniknęły prawie wszystkie przeciery dla niemowląt. Do kasy kolejka, a w niej prawie każdy z puszkami, makaronem, sosami czy zupkami chińskimi. – I tak cały dzień? – pytam właściciela. – Tak jest – mówi. – Od rana kupują, co się da i co się może przydać.
Panika w narodzie? Gdzie tam! Niedzielna błyskawiczna zbiórka dla mieszkańców Kijowa. Ogłoszona ledwie w sobotę i to na ostatnią chwilę, ale wieść rozeszła się błyskawicznie. W południe parking przed ratuszem pełen, w środku – tłum i cała sala obsługi zastawiona darami.
Pomiędzy ludźmi, paczkami i wywożącymi je furgonetkami uwijają się urzędnicy. Burmistrz zabiegany, radni dzielnie pakują dary do pudeł. No, powiem wam – to naprawdę robi wrażenie.
Już dawno nic tak nie umocniło mojej wiary w ludzi jak niedzielna kolejka do urzędu dzielnicowego. Ogonek obywateli z siatkami, torbami i pudłami pełnymi wszystkiego, co tylko może się tam przydać. Byle tylko ten pomocowy entuzjazm nie minął wraz z pierwszym weekendem, bo coś mi się wydaje, że na Ukrainie pomocy będą potrzebować nieco dłużej i nie chodzi tylko o miłe wyrazy solidarności wyświetlane w miejskich autobusach.