Sommelier nalał do szklanki, popatrzył, powąchał i orzekł: bukiet wyraźnie chlorowy, w smaku zaskakująca nutka rdzy, kolor lekko żółtawy. Niech zgadnę: wodociągi warszawskie, rocznik 1994? Brawo, trafna odpowiedź! Co za nos, co za smak! Nie mamy wątpliwości, tego pić się nie da. Sięgamy więc po baniak, idziemy do zdroju.

Połczyn-Zdrój, Busko-Zdrój, Duszniki-Zdrój? Nie. Warszawa-Zdrój. Dekada lat dziewięćdziesiątych zamieniła stolicę w wielką pijalnię wód oligoceńskich. Gdzieś widziałem szacunki, że połowa warszawiaków dzielnie wówczas pielgrzymowała z baniakami do ujęć wody podziemnej. I muszę się przyznać, byłem wśród tej połowy. Co trzy dni zabierałem kanistry, pieska na spacer i odbywałem wędrówkę do wodopoju. Mój był przy Romera. O, ten. Z zielonym daszkiem.

Niski biurowiec koło zdroju na Romera stoi sobie już od dłuższego czasu. Poza sklepem spożywczym na razie chętnych do wynajęcia lokali jakoś nie widać. Fot. Anna Podkaminer-Lewandowska.
Biurowiec-Zdrój, ul. Romera. 2015, fot. Anna Podkaminer-Lewandowska

Wtedy tak pięknie nie wyglądał, nie miał też szklanego sąsiada. Zdjęcie pochodzi z 2015 roku, ja tam pielgrzymowałem dwadzieścia lat wcześniej. W 1994 reżyser Marcel Łoziński nakręcił film (puszczany potem w stacji Planete, skąd zrzuciłem kilka kadrów) o Warszawie połowy lat dziewięćdziesiątych. W filmie mamy sekwencję opowiadającą o podróżach do wodopoju. Zaintrygowana kolejką (na zdjęciu tytułowym) z kanistrami ekipa zatrzymuje się obok zdroju przy Ciszewskiego.

Zapis stylu epoki - tak w ubiorze jak i dbaniu o zdrowie, które nakazuje picie czystej wody. Za panią z kanistrem skrzyżowanie Ciszewskiego i Rosoła. Kadr z filmu Marcela Łozińskiego "Warszawa 94. Podróż sentymentalna".
Baniak na kółkach. Kadr z filmu Marcela Łozińskiego „Warszawa 94. Podróż sentymentalna”.

Stojącym w kolejce zadają pytanie.

– U Państwa nie ma wody w domu?
– Jest woda, ale nie taka dobra jak tutaj – odpowiadają ludzie z kanistrami.
– Jak to?
– Tu jest woda z 265 metrów pod ziemią, oligoceńska, bardzo czysta. Pochodzenia… tam… sprzed tysięcy lat.
– A woda wiślana nie nadaje się do konsumpcji?
– A napij się Pan wody wiślanej! Niech Pan spróbuje!

No, wodę wiślaną w kranie ma każdy a jej właściwości opisaliśmy na początku. Więc stoimy grzecznie w kolejce, a w oczekiwaniu na możliwość napełnienia baniaczków możemy sobie na przykład poczytać ogłoszenia drobne, którymi obrosły drzwi wodopoju.

Ważną rolę, jaką w życiu lokalnej społeczności pełni ujęcie wody oligoceńskiej podkreślają dziesiątki ogłoszeń na drzwiach zdroju przy Ciszewskiego. Kadr z filmu Marcela Łozińskiego "Warszawa 94. Podróż sentymentalna".
Centrum życia społecznego. Kadr z filmu Marcela Łozińskiego „Warszawa 94. Podróż sentymentalna”.

Prawie trzydzieści lat później redakcja portalu Halo Ursynów sprawdza, jak wykorzystywane są dzielnicowe ujęcia wody.

Najwięcej wody przez rok mieszkańcy czerpią z ujęcia przy Romera – ponad 5,4 tys. m3. Ujęcie przy Dereniowej to 1,6 tys. m3 zużycia. Najmniejszą popularnością, sądząc po zużyciu wody, cieszy się oligocenka przy SGGW na Ciszewskiego – 582 m3 wody. Są to dane z sezonu 2021/22. Trzema studniami zarządza dzielnica, a do jednej – właśnie tej najmniej popularnej na terenie SGGW – dokłada. Na ich roczne utrzymanie wydaje około 300 tys. złotych. W tym są opłaty za bieżącą konserwację, energię i remonty. Koszt samej tylko stacji przy ul. Ciszewskiego, za którą dzielnica płaci SGGW, wynosi – wraz ze zużyciem wody – ponad 40 tys. złotych rocznie.HaloUrsynow.pl, 26 czerwca 2023

I tu oczywiście rodzi się pytanie, czy to ma sens. Na terenie Ursynowa jest pięć ujęć. Przy Romera, Ciszewskiego, Dereniowej, Buszyckiej (Jeziorki) i Puławskiej. Był też Natolin-Zdrój na Belgradzkiej, ale się zamulił.

Ujęcie wody oligoceńskiej przy ul. Belgradzkiej. 2013, fot. wygodniej.wordpress.com
Natolin-Zdrój, ul. Belgradzka. 2013, fot. wygodniej.wordpress.com

Nie będę już więc lał wody, pozostawiam Państwa z pytaniem, czy ktoś jeszcze te przybytki odwiedza? Albo może: czy jest sens utrzymywania tych ujęć kosztem wspomnianych 300 tysięcy złotych rocznie, skoro dziś kranówka z wodociągów, to – gdyby ją porównać do tej z 1994 roku – jest jak Barolo w porównaniu z winem Mamrotka, ulubionym napojem mojego rocznika maturalnego 1996? Na zdrowie!

Maciej Mazur
Rówieśnik Ursynowa (1977) i autor trzech książek o historii dzielnicy. Zawodowo reporter Faktów TVN i autor programu Ranking Mazura w TVN24.

5 KOMENTARZE

  1. Czy utrzymywanie ujęć wody ma sens? Oczywiście, że ma. Mieszkając od ponad 40 lat na Ursynowie nie raz doświadczyłem krótszych lub dłuższych przerw w dostawie wody czy to do mojego bloku, czy też do całej okolicy. Spowodowane to było poważnymi niekiedy awariami.

    Co więcej – powinny również zostać wszędzie, gdzie tylko możliwe wiercone ręczne pompy – tzw. abisynki – całkowicie niezależne od działania elektrowni czy sieci wodociągowej. Wyobraźmy sobie sytuację ekstremalną – na przykład wojnę i całkowite wyłączenie prądu, pomp i wodociągów. Czy wszyscy Ursynowianie i w ogóle mieszkańcy Warszawy chodzili by wówczas z baniakami aż nad Wisłę?

Skomentujesz? Wiesz może coś więcej? A może autor się pomylił?