Równy miesiąc po otwarciu pierwszego cywilizowanego połączenia z Wilanowem na drodze już powieszono pierwsze ograniczenia, przejazd komplikują absurdalne światła a dzwon nadal goni dzwon. Albo to jakieś fatum albo klątwa sójki, bo przecież nie fuszerka. To niemożliwe.

Ulica szeroka, równa, ruch niewielki, sobota wcześnie rano. I dzwon. Na zjeździe z Kabat do Wilanowa jedno z aut jazdę skończyło na przystanku. Fot. Maciej Mazur.
Śliski temat

To nie może być fuszerka. Tyle lat czekaliśmy na tę ulicę, tak długo ją budowano, że wszystko z pewnością przemyślano w najdrobniejszych szczegółach, bo i na wszystko było mnóstwo czasu. Na pewno doskonale przemyślano i zaprojektowano dwa ostre zakręty na zjeździe ze skarpy. Tak doskonale, że właśnie powieszono tam ograniczenie do – uwaga – TRZYDZIESTU kilometrów na godzinę, bo ta biedna barierka już więcej wpadających na nią aut nie wytrzyma. Taka pogięta po czterech tygodniach służby. Zakręt jest na pewno doskonale wyprofilowany i to nieprawda, że nawet przy lekkim deszcze albo śnieżku można z niego pięknie wylecieć. Skąd! To niemożliwe!

Skrzyżowanie może i widmo, ale za to ze światłami. Działają, oczywiście - chociaż ulice w prawo i w lewo od Korbońskiego pod skarpą prowadzą donikąd. Fot. Maciej Mazur.
Skrzyżowanie widmo

Tęga głowa przemyślała też na pewno ambitne rozwiązanie inżynieryjnie, które wita nas jeżeli przeżyjemy ten nieszczęsny zjazd ze skarpy. Na dole mamy skrzyżowanie z dwupasmówką – widmo. Widmo, bo drogi nie ma. Światła za to są i z uporem godnym lepszej sprawy działają co chwila zapalając czerwone, bo może jakieś auto-widmo z drogi-widmo wyskoczy? No nie wyskoczy, bo przecież ustawiono tu wielkie, żółte, betonowe bariery. A może zagubiony pieszy przejdzie? No może. Z myślą o nich światła wyposażono w przyciski dla chcących przejść. Przyciski służą za dowód, że widmo, fatum i klątwa działa – bo choć nikogo nie widać, one same się włączają. Co dwie minuty. Naprawdę!

Takie to przemyślenia miałem jadąc już nie wiem który raz tym pomnikiem lokalnej inżynierii w sobotę wczesnym rankiem, aby na koniec tej przejażdżki zobaczyć, że na poboczu pustej dwupasmówki stoi radiowóz i dwa rozbite auta, z tego jedno pięknie wbite przystanek. Przystanek-widmo oczywiście, bo żaden autobus tędy nie jeździ. Fatum, jak Boga kocham! Klątwa Sójki.

Maciej Mazur
Rówieśnik Ursynowa (1977) i autor trzech książek o historii dzielnicy. Zawodowo reporter Faktów TVN i autor programu Ranking Mazura w TVN24.

4 KOMENTARZE

  1. Drogowcy popełnili błąd budując po 2 pasy w każdą stronę, bo takie rozwiązanie działa na kierowców jak płachta na byka no i muszą przycisnąć, bo przecież droga szeroka i wolno jechać nie idzie. To i dzwony się zdarzają.

  2. Wystarczy odrobina wyobraźni by wiedzieć, że wiadukt zimą przemarza od spodu i od góry i na tak wilgotnym terenie jak skarpa nie potrzeba ani deszczu ani śniegu by było ślisko i by przy zbyt szybkiej jeździe wywalić w barierki. Myśleć, myśleć i jeszcze raz myśleć drodzy kierowcy.

  3. Sam miałem okazję wpaść tam w poślizg, ale nawet do głowy mi nie przyszło żeby obwiniać kogoś innego niż samego siebie.

Skomentujesz? Wiesz może coś więcej? A może autor się pomylił?