Wreszcie go widać, wreszcie możemy go podziwiać. Jest jedną z najdziwniejszych ursynowskich rzeźb z lat siedemdziesiątych. Obelisk przy Dunikowskiego. Wycięto porastające go krzaczory i zanim odrosną warto tu wpaść.
Zacznijmy od tego, że to nie jest żaden obelisk, chociaż wielu tak go właśnie nazywa. Autor rzeźby, Ryszard Stryjecki, zdementował to w książce Lidii Pańków „Bloki w słońcu”. Wyjaśnił, że kamień miał być kolejną plenerową rzeźbą zdobiącą Ursynów Północny. A było co zdobić, bo w 1979 okolica Dunikowskiego wyglądała tak:
W 1979 roku dzieło zamówił prezes Spółdzielni Ursynów, Stanisław Olszewski. Na poniższym kadrze z „Dziennika Telewizyjnego” widzimy pana prezesa, jak w stanie wojennym tłumaczy się wojskowej inspekcji z faktu nieodśnieżenia osiedla. Dwa lata wcześniej jeszcze nikomu nie musiał się z niczego tłumaczyć.
Prezes – dzięki swoim koneksjom – załatwił drogocenny marmur. Załatwił też dźwig, który przywiózł ponad dwumetrowy kamienny blok i zrzucił go obok ogródka przy Dunikowskiego 12. Ogródek należy do rzeźbiarza Ryszarda Stryjeckiego, który właśnie w 1979 dostał na Dunikowskiego mieszkanie z pracownią. W zamierzeniu artysta ma stworzyć kolejne dzieło, które dołączy do rzeźb wykutych podczas słynnego pleneru w 1977 roku. Wtedy powstał między innymi lew stojący dziś przed szkołą na Puszczyka.
W założeniu marmurowy blok ma się zmienić w pomnik czteroosobowej rodziny: matka, ojciec, dwoje dzieci. Wiosną 1980 roku Stryjecki zaczyna pracę. Kucie, wiercenie i szlifowanie niespecjalnie przeszkadza sąsiadom – wówczas to przecież zupełnie normalne odgłosy towarzyszące przerabianiu nowych lokali na nadające się do życia mieszkania. Niestety, gorące lato i początek pierwszej Solidarności wszystko zmieniają.
Lepsze czasy nadeszły, ale obelisk (który wcale obeliskiem nie jest) lepszej przyszłości się nie doczekał. Może to i lepiej? Bo dzięki temu ten kamień ma przynajmniej bardzo ciekawą historię, a gdy tak mu się uważnie przyjrzeć, to w tej niedokończonej formie jest może nawet ciekawszy niż gotowa praca? Wpadnijcie więc zanim krzaki odrosną i podziwiajcie romantyzm nieskończonego dzieła.