To był kolejny spokojny weekendowy dyżur w redakcji „7 minut”, dziennika telewizji RTL 7. Niewiele się działo, dziennikarze zabijali czas grając w skoki narciarskie na komputerze. – Zrzuta na Chińczyka! – przerwał Małyszowe klikanie kierownik produkcji. – Zamawiamy z Wąwozowej. Robimy listę.
Wygłodniali newsów i kurczaka w pięciu smakach reporterzy złożyli zamówienia. – Ktoś zupę? – na koniec spytał kierownik, ale nikt się nie zgłosił. A więc za telefon i dzwoni do baru na bazarku przy Wąwozowej. Przekazuje zamówienie. – Telewizja RTL 7, Rosoła 10 – podaje adres. – Tak, tak. Siedem. Rosoła. – potwierdza orientalny kucharz. – Zaraz, zaraz. Zaraz będzie – zapewnił na koniec. No i zaraz było. Rosoła sztuk siedem. Parującego, pysznego, orientalnego. Dziś powiedzielibyśmy: „pho”, wówczas powiedzieli tylko „phi” i zjedli, co mieli robić. Brzuch pełen, a głodu wiadomości i tak już dziś nie zaspokoją.
Gastronomia popularna ma w sobie coś z wojny i to światowej. Ostatnie czasy należały do Stanów Zjednoczonych, które nowymi wcieleniami burgerów dokonały udanej ofensywy wspieranej dodatkowo przez belgijską armię frytek. Zajęły mocne przyczółki: Mama Burger na Herbsta, Bobby na Gandhi, burgerownia przy pętli Natolin, kolejna przy wyjściu ze stacji Stokłosy. Sporo tego. Amerykańska kuchnia rozpanoszyła się trochę kosztem bliskowschodniej: rządzące dotychczas ulicznym jedzeniem kebaby i falafele musiały ustąpić nieco pola, choć przyczółki na Belgradzkiej, Dereniowej przy kościele i sieciówka Kebab King trzymają się mocno. Złota era kebabu to jednak początek XXI wieku. A wcześniej? Wcześniej niepodzielnie rządziła kuchnia dalekowschodnia: chińska i wietnamska, w odczuciu większości klientów zlewająca się w jedność. Niesłusznie!
Lokalowi Jin Ren, który wywodził się bazaru z początku niniejszej opowieści, a pełen rozkwit przeżywał w pawilonie przy Rosoła koło Mandarynki, niejeden bywalec przyznałby chętnie gwiazdkę Michelin. To była kuchnia chińska pełną gębą. Podawana na sposób chiński (z grubsza) i pozostawiająca trwałe wrażenia w postaci uczucia sytości wychodzących klientów oraz zapachu ich odzieży. No cóż. Taka już atmosfera panowała w tym lokalu. Podbiwszy okolice Rosoła, szefowie postawili na ekspansję osiedlową – przenieśli restaurację do pawilonu spółdzielni na Kulczyńskiego. Ale to już zdecydowanie nie było to.
Lokalny Sajgon i Hanoi w jednym mieściły się z kolei na rogu Dereniowej i Płaskowickiej – w miejscu, gdzie stoi dziś wielki blok z adresem Dereniowa 2. Do 2008 roku istniał tam parking, przy parkingu stały dwie blaszane budki, a w nich zapach niczym na targu jedzeniowym w mieście Ho Chi Minha. A dlaczego akurat Sajgon i Hanoi? Bo tak się nazywały te dwa sąsiadujące ze sobą bary. Taka paralela historyczna sięgająca lat pięćdziesiątych, a obaj skończyli jak Francuzi pod Dien Bien Phu.
Pozostał po nich tylko wspomnień smak, więc jeżeli ktoś pragnie takiej kuchni, musi pojechać na Cynamonową – w dwupiętrowym ni to segmencie ni pawilonie na tyłach Leclerca prężnie działa „Wietnamski Bar Restauracyjny May May”, który ma swoich fanów dających się za lokal pokroić niczym ich flagowe danie, kurczak po seczuańsku. Co może ciekawe, Wietnamczyk przejął lokal, który w poprzednim wcieleniu nosił nazwę „Bar Kartagina”. No ale Kartagina – co też wiemy z historii – musiała być zburzona. Takie są przecież prawa wielkiej wojny, także tej gastronomicznej.
Smaczna historia? Spokojnie, dokładki przewidziano. Kto ma ochotę na więcej, niech koniecznie sięgnie po moją książkę „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa” dostępną w sklepie u osiedlowego wydawcy. Osobiście wpisuję dedykację z autografami. A kolega wydawca dorzuca ze swej strony gratis album „Witajcie na Ursynowie”. Także bardzo proszę tędy:
Przejdź do sklepu
Bobby-ego na Gandhi w dniu publikacji tego felietonu nie ma już od pół roku – został zamknięty z końcem dnia 23.12.2019 (gdy zamknęliśmy „Grójecką” dowoziłem z niego przez ostatni miesiąc przed zamknięciem, o którym także wiedziałem, że ma nastąpić). Jako jedyny spośród trzech lokali tego franczyzobiorcy nie został sprzedany, tylko właśnie zlikwidowany – woziłem ze wszystkich tych lokalizacji BB (oczywiście że nie jednocześnie).