Gdyby jakieś dwadzieścia albo trzydzieści lat temu ktoś zobaczył takie zdjęcie, powiedziałby: o, fajnie, to jakaś Skandynawia? Letnia noc, park, spacerowicze? I nie strach tak przechodzić, że kijem obiją i portfel zabiorą?
Ano nie strach. Nowo (wciąż nieoficjalnie) otwarty Park Cichociemnych pod Kazurką przyciąga ludzi i nie ma co się dziwić – każdy chce zobaczyć, jak wyszło. Inwestycję rozsławiło na cały kraj Lapidarium, po którym nie ma już śladu. Niektóre atrakcje wciąż są za płotem, ale większość terenu jest dostępna. No i jak wyszło?
Słychać narzekania na wybieg dla psów, na ławeczki bez oparć za to ze szczebelkami do zbierania śmieci pod pupą, na szutrowe alejki. Do tych alejek to bym się akurat nie przyczepiał, bo chyba lepiej, że są szutrowe (ale mocno ubite) niż miałyby być zalane asfaltem. W całym tym założeniu Parku Cichociemnych dziwi mnie co innego. Gdzie są Cichociemni?
Projektant wymyślił kilka nawiązań do patronów. Mamy rękaw do mierzenia siły wiatru, mamy jakieś luźno powiązane z treningiem cichociemnych równoważnie – ale zasadniczo to wszystko dość dziwnie wygląda. Tablice nawiązujące do cichociemnych wyglądają identycznie jak te tłumaczące po co są łąki, więc raz możemy przeczytać o selekcji kandydatów do służby a raz o selekcji nasion. Chyba można to było zrobić nieco bardziej z głową. Wyznaczyć spójną ścieżkę albo teren, w którym te elementy historyzujące współgrałyby ze sobą. No ale może się czepiam? Ogólnie wygląda to całkiem elegancko, wydaje mi się, że udało się zachować równowagę między przekształceniem w park a zachowaniem naturalnej dzikości miejsca. Kończąc nocny spacer spotkałem nawet turystów, którzy zaparkowali swój wóz kempingowy u podnóża Kazurki. Ursynów na wakacje? A może to był tylko sen nocy letniej?