Chociaż była wiosna i wokół wszystko kwitło, ta część Lasu Kabackiego całymi tygodniami pachniała paliwem lotniczym. 9 maja 1987 roku na południowym skraju lasu rozbił się Ił-62 o imieniu Tadeusz Kościuszko. Właśnie mija trzydziesta piąta rocznica katastrofy.

Miałem dziewięć lat. Sobota, wolne od szkoły. Przed południem wyszedłem na balkon na piątym piętrze bloku przy Koncertowej. Nad widocznym w oddali Lasem Kabackim unosił się ogromny słup dymu. Z Puławskiej słychać było niekończący się dźwięk syren wozów straży, pogotowia i milicji. Wiadomo było, że coś się stało, tylko nie wiadomo było, co. Takie dni zapisują się w pamięci dziewięciolatka na całe życie.

Lato 1987, dwa miesiące po katastrofie samolotu "Tadeusz Kościuszko". Drzewa na polanie spłonęły w pożarze maszyny. Zdjęcie z archiwum Piotra Klonowskiego.
Miejsce katastrofy samolotu. 1987, archiwum Piotra Klonowskiego

W południe zakupy w Megasamie. W kolejkach ludzie już przekazują sobie przerażającą wiadomość – w lesie spadł samolot pasażerski. Ale jak to – spadł – dziwi się wtedy mały chłopiec. Przecież samoloty spadają co najwyżej w migawkach w Dzienniku Telewizyjnym, gdzie pokazują jakieś dalekie rejony świata. Nie mogą spadać w lesie tuż obok ciebie, prawda?

Kabaty, miejsce katastrofy Iła-62 "Tadeusz Kościuszko". Minęły od niej dwa lata. Fot. Józef Przetakiewicz.
Pomnik w miejscu katastrofy, 1989, fot. Józef Przetakiewicz

Na własne oczy miejsce katastrofy zobaczyłem po jakimś czasie, gdy wybraliśmy się z ojcem na wycieczkę do lasu. Uderzył mnie ten zapach, który wciąż pamiętam, choć minęło 35 lat. Mocny zapach paliwa lotniczego i ucięte pod kątem czubki drzew układające się w kształt przechylonego samolotu. Na zdjęciu powyżej, choć zrobiono je dwa lata po tragedii, wciąż można to zauważyć.

Wkrótce po katastrofie Iła-62, parafianie z Pyr na miejscu ustawili pamiątkowy krzyż. Z biegiem czasu wypalona polana zarosła, krzyż stoi do dziś. Zdjęcie z archiwum Piotra Klonowskiego.
Krzyż – pamiątka katastrofy. 1987, arch. Piotra Klonowskiego

Dziś o tamtym 9 maja 1987 roku przypomina pomnik ustawiony w lesie. Miejsce katastrofy porosło drzewami, zapach paliwa lotniczego dawno już się ulotnił. Zostały znicze zapalane co roku 9 maja i ślady w pamięci niejednego ursynowskiego czterdziestolatka.

Zdjęcie tytułowe przedstawia miejsce katastrofy uchwycone jeszcze tamtej wiosny. Fot. Andrzej Matuszewski.

Maciej Mazur
Rówieśnik Ursynowa (1977) i autor trzech książek o historii dzielnicy. Zawodowo reporter Faktów TVN i autor programu Ranking Mazura w TVN24.

7 KOMENTARZE

  1. Też pamiętam ten dzień,podobnie jak autor.Ja miałem wtedy lat 11 i jak co tydzień,w sobotę jechałem z Tatą rowerami do Powsina,z Dolinki przez cały Ursynów o od strony Kabat wjazd do lasu Kabackiego….i na tereny sportowe.Akurat byliśmy gdzieś w środku drogi,na środku pola,gdy usłyszeliśmy ogromny huk i zaraz pełno dymu.Bylismy ok.2 km.od lasu.Nie było telefonów kom.,Ojciec żadnego radyjka ze sobą nie woził,więc nieco więcej szczegółów poznaliśmy dopiero jak dojechaliśmy do terenów sportowych w Powsinie i tam od wieluuuuu znajomych dowiedzieliśmy się co się stało.Pamietam ten dzień,było ciepło….

  2. Moja mama mieszkała wtedy na Herbsta 4. Nie dużo było zabudowane. Mówiła, że huk słychać było, aż w domu.

  3. Ja byłam w szkole wtedy. Mieliśmy dzień sportu. Chodziłam do szkoły za Pyrami. Wielki huk i gęsta kula dymu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam że to samolot. Dopiero jak zaczęły wyc syreny i zaraz wszędzie o tym mówili. Parę dni później jeszcze się las tlil na miejscu wypadku. Kawałki samolotu były wszędzie Poszliśmy tam wtedy z klasą z ciekawości jak to dzieciaki, niepotrzebnie do tej pory boję się samolotów

    • Ja przez dluzszy czas chowalam sie w lazience kiedy samolot przelatywal nad blokiem podczas ladowania. Na miejscu katastrofy bylam dopiero wtedy gdy pojawil sie pierwszy kamien a dookoła niego lezaly zniszczone walizki, buty i inne osobiste rzeczy pasazerow ale tez i pogiete czesci samolotu … Od kolegow z klasy, ktorzy polecieli zobaczyc wrak, rozne rzeczy slyszalam …

  4. Pamiętam ten dzień. W wypadku tym zginęło wujostwo mojego, teraz byłego męża, wtedy narzeczonego, które to wujostwo przyleciało na tydzień do Polski na uroczystość naszych zaręczyn. Moja była teściowa jak największy skarb przechowuje biżuterię siostry, która zginęła w katastrofie, głównie pierścionki, które zostały znalezione w miejscu wypadku, na oderwanej od reszty ciała dłoni…

Skomentujesz? Wiesz może coś więcej? A może autor się pomylił?