Walka trwa. Urząd zasadził się na ścieżki, zagrodził przejścia, zasiał trawę i będzie jej bronił do upadłego. Upadłego ogrodzenia, które znów się podniesie. Cały bezsens walki z wydeptanymi ścieżkami widać na tych zdjęciach.
To jest historia jednego miejsca. Łąki Olkówki. Pod koniec zeszłego roku, w ramach likwidacji dzikich skrótów na łące zasiano trawę w miejscu wydeptywanej od lat szerokiej ścieżki. Ścieżka prowadzi z Wiolinowej na plac zabaw Dinozaury. Wytypowano ją do szeroko nagłaśnianej w zeszłym roku akcji „stop przedeptom”. Nazwa okropna, ale cel był całkiem rozsądny. Likwidacja błotnistych ścieżek – wieloletniej ursynowskiej tradycji. Myślałem, że w miejscu tych najbardziej uczęszczanych skrótów ułożone zostaną chodniki. Ale nie. Stanął płotek. Zielony. A nawet dwa płotki, bo ta ścieżka się rozwidla.
Płotek zbyt długo nie postał. Padł pod naporem przyzwyczajenia mieszkańców, którzy podeptali ten urzędniczy trud i dalej skracali sobie drogę na plac zabaw. W grudniu było tak:
Padłeś? Powstań – rzekł urząd i wysłał ekipę naprawczą. Płotek osadzono ponownie. Nie wiem, czy dosiano też styczniową trawę, ale płotek znów stanął.
W środę padł ten drugi. Jakiś łobuz znowu zniszczył urzędowy trud i odblokował część ścieżki. No nic, co robić. Czekamy na ekipę, która znów ten zielony owoc długotrwałego namysłu podniesie i zagrodzi przejście.
Znana dykteryjka o wytyczaniu chodników głosi, że w niektórych krajach początkowo się ich nie buduje, tylko czeka aż ludzie wydepczą ścieżki. Potem w ich miejscu układa się chodniki. Przecież wszyscy znają tę historyjkę i nie wątpię, że urzędnicy też. Chodzi o to, aby nie było tak:
Nie wiem więc dlaczego z uporem godnym naprawdę lepszej sprawy walczą z tym przejawem zdroworozsądkowego planowania. Przecież to już było. W PRL stawiano takie tabliczki „Szanuj zieleń”. Po czym życie toczyło się swoją drogą, a raczej ścieżką. Nie pamiętacie? Proszę bardzo. To jest z grubsza ta sama ścieżka, z którą walczy dzisiejsza władza. Rok 1985.
Tradycja deptania jest stara jak Ursynów. Może jeszcze jeden widoczek? Rok 1981, pole między Wiolinową, Romera i Herbsta. Droga w lepszą przyszłość. Może trochę piaszczysta, ale przynajmniej podążająca za logiką.
Ja nie uważam, że pomysł likwidacji tych ścieżek był zły. Był dobry. Sam kilka wskazałem w urzędowej ankiecie. I rzeczywiście – tam, gdzie ludzie rzadko chodzili, wyrasta już trawa a płotków nikt nie niszczy. Super. Ale w takich miejscach jak ta nieszczęsna Łąka Olkówki te płoty padną i nic ich nie uratuje. Chyba, że się je wzmocni. Zainstaluje metalowe podpory. I siatkę. Drut kolczasty. Elektrycznego pastucha? No dajcie spokój.
Nie lubię, gdy wszędzie jest ta okropna kostka i beton… Ale już taka droga żwirowa mogłaby być… Może urzędnicy też nie lubią kostki?
A ta ścieżka między Herbsta, Romera i Wiolinową to mniej więcej obecny chodnik przy placu zabaw trochę to trwało, zanim powstał, więc może jest też nadzieja dla Łąki Olkówki…
U mnie na Imielinie nie ma takich idiotyzmów. „Przedepty” były, ale zostały wyłożone twardą nawierzchnią i teraz nowe już się nie pojawiają. Ludzie lubią skracać sobie drogę, więc dlaczego tego nie uszanować i nie uwzględnić w planach?