Łup-łup-łup, potem wrrr. Zestaw odgłosów towarzyszących początkom budowy metra musimy sobie wyobrazić, zapach letniego kurzu również, za to samą budowę mamy pięknie pokazaną na zdjęciach, które wygrzebałem w archiwum Ośrodka Karta. Mam wrażenie, że nie są zbyt szeroko znane.
To jest wrzesień 1983 roku. Budowa ruszyła pięć miesięcy wcześniej, 15 kwietnia. Ogrodzony plac przeciął Ursynów na pół. Za płotem do akcji ruszył ciężki sprzęt. Kafary wbijały pale pod ścianki osłonowe wykopu, kopary wybierały ziemię, wywroty wywoziły ją daleko – a może wcale nie tak daleko, bo tylko na Kazurkę. Zbudowano ją między innymi z ziemi wykopywanej na budowie metra.
Codziennie o ósmej rano metaliczny szczęk kafarów oznajmiał, niczym dzwon Zygmunt: oto zaczyna się coś wielkiego! Tyle, że Zygmunt bije wyłącznie od wielkiego dzwonu a kafary biły cały czas. Do piętnastej, kiedy milkły a budowniczowie szli odpocząć. Na zdjęciach wykonanych między stacjami Stokłosy i Ursynów praca jednak wciąż wre – nie tylko zresztą na budowie metra. Spójrzcie poniżej. Oto za płotem powstaje właśnie pawilon handlowy przy Pasażu Stokłosy – dziś to wyjście ze stacji Ursynów.
Pańskie oko konia tuczy – prawda znana każdemu przedsiębiorcy sprawdzała się też na wielkich budowach socjalizmu. Zwłaszcza, gdy wokół zima, pracować ciężko a harmonogramy gonią. W grudniu 1983 na plac budowy metra przyjeżdża delegacja rządowa. Futrzane czapy, baranie kołnierze i kożuchy nie pozostawiają żadnych wątpliwości: to PRL-owscy urzędnicy państwowi jak z obrazka.
Praca od razu jakoś tak raźniej ruszyła. Mimo aż bijącego z tych zdjęć mrozu, robotnicy żwawo montują kolejne pale do maszyny. Samo się nie zrobi, samo nie łupnie, nie huknie i nie warknie. Tylko czemu oni tak długo palują, wszak budowa trwa już ósmy miesiąc? Nad tym delegacja się nie zastanawia. Ocenia postępy i rusza dalej.
A na koniec tej udanej wizyty jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie. Jest ciężki sprzęt, jest elegancka kraciasta kurtka, jest dobrze. Ta wizyta na placu budowy wlała otuchę w serca budowniczych a potomnym zapewniła piękną próbkę opisu obyczajów końca PRL-u. Chcecie więcej?
Więcej znajdziecie w archiwum Ośrodka KARTA. Nic trudnego. Poniżej jest link, w wyszukiwarce wpisujecie np. URSYNÓW i zaczynacie podróż do przeszłości. Fotografie cytuję ze źródła, stąd ich nieduży format.
Przy okazji wywożenia ziemi na Kazurkę przypomniał mi się jeszcze jeden temat. U zbiegu obecnych ulic Płaskowickiej i Plleckiego (ówcześnie Findera), od strony Lasu Kabackiego, było miejsce gdzie na przemian składowano ziemię, potem ją wywożono, potem wykopano tam wielki dół (na naprawdę dużym obszarze – chyba wydobywali stamtąd piasek na budowę), a w końcu całość zasypano i usypano nową górę, a w końcu zniwelowano. Kolejności nie jestem pewien, ale było to ciekawe zjawisko przyrodnicze. Piaszczysty dół utrzymał się wiele lat, zdążyły w nim wyrosnąć chaszcze i powstać jeziorka.
Były takie doły. Pełniły funkcję nielegalnych wysypisk śmieci, walało się tam wszystko. Niektórzy nawet palili sobie tam ogniska.