Zabawkowy Rudy 102, bajeranckie auto i niedokończony podjazd dla wózków. Idealne miejsce do zabawy. A skoro jeden z nas jest na galowo, to może to jest Dzień Dziecka? Albo zakończenie roku szkolnego?
– Mi-chał, wyj-dziesz?! – okrzyk dzieciarni odbijał się echem od ścian bloków, ale dzięki temu Michał doskonale wiedział, że oto koledzy zebrali się pod blokiem i będzie zabawa. Może na przykład w sklep? Bo chyba w to się bawią szczeniaki na zdjęciu poniżej? Mają kasę z wyciąganą szufladą (kto takiej nie miał?) i telefon. Łączy pewnie z centralą Społem, dzięki czemu kierowniczka wie, czy dzisiaj coś rzucą.
Inwencji dzieciakom nie brakuje. Zanim asfaltowe chodniki zamieniono na betonową kostkę, można było na nich rysować. Tory do wyścigów kapsli, pola do gry w kwadraty albo kwiatki. Te powstają pod blokiem na Bacewiczówny. Akurat w maju 1986, co się zbiega z pewnym wydarzeniem za wschodnią granicą.
Jeżeli pokażecie swoim dzieciom kolejną zabawę, to może uznają ją za świetny eksperyment fizyczny? A to przecież tylko woda w dziurawej foliowej siatce. Dziewczynkę fotograf uchwycił przed budowanym Domem Sztuki. Za nią mamy kryty szkłem pasaż prowadzący do stacji metra – tylko stacja metra wciąż w dalekich planach, bo to rok 1981.
– Dzień dziecka obchodziliśmy hucznie – czytamy w Kronice przedszkola na Puszczyka. Chodzi o święto z 1983 roku. – Najpierw trochę tańców. Największe powodzenie miała muzyka z filmu „Akademia Pana Kleksa”. Następnie na pięknie przystrojonym kwiatami z bibułki terenie odbywały się zabawy – donosi Kronika.
Bibułkowe kwiaty sprawdzały się doskonale, bo w 1987 roku też znalazły się w kronice. Jako niespodzianka. Przy przedszkolu była też estrada i – jak widać poniżej – każdy chciał mieć zdjęcie w żelaznym dyliżansie.
Trochę tylko pogoda nie dopisała, skoro grane były kurtki i czapki. Za to rok później 1 czerwca było już zdecydowanie cieplej. Może coraz silniej wiejący wiatr zmian rozwiał ten wschodni mróz?
I podobna pora na Wasilkowskiego. Zdjęcie z tego samego roku mamy poniżej – chociaż tu młodzież chyba chwilowo szuka weny do dalszej zabawy. W chowanego? Podchody? No, chyba, że w syfa. Tylko skąd wziąć syfa? Jakąś brudną szmatę, sflaczałą piłkę lub inne świństwo, którym będziemy w siebie rzucać i uciekać?
Na koniec widok już z przełomu dziejów, letni piknik na Kazury. Lalki z wózeczkiem rozgościły się na kocyku, chociaż przy odrobinie fantazji możemy przecież uznać, że to latający dywan, prawda?
Ciekawe – czy czasem jeszcze ktoś mały puka do waszych drzwi i pyta, czy wasze dziecko „wyjdzie”?