Wtedy też była Wielkanoc i czasy też były dziwne, chociaż oczywiście z innych powodów. Dziś cofniemy się do świąt roku 1984. Przepołowiony kamień w kształcie jajeczka podnosi nas na duchu, wołając: Alleluja!
Ten kamień leży oczywiście na terenie budowy kościoła Wniebowstąpienia. W tle, trochę przysłonięty rusztowaniami, wystaje nam blok Stokłosy 1. Wokół wczesna wiosna i dominująca wciąż szarość. Chociaż nie. Spójrzcie.
Śliczny czerwony kapturek idzie właśnie z mamą w kierunku naszego kościoła. W oddali widać tymczasową kaplicę i barak z salami do nauki religii. Tam zaraz pójdziemy, ale najpierw spójrzmy w drugą stronę.
W drugą stronę pole przed kościołem ciągnie się aż po ulicę Romera. Dziś w tym miejscu rosną bloki Pasażu Ursynowskiego oraz drzewa w parku Jana Pawła II, ale park jest – jak wiemy – zamknięty. Policja przegania spacerowiczów siadających na ławeczkach. Wtedy ławeczek nie było. To była dygresja, wracamy pod kościół.
Zebrał się tu spory tłum, co dziś też oczywiście jest nie do pomyślenia. Ale ten tłum to już nie z okazji Wielkiej Nocy, tylko z okazji Pierwszej Komunii, do której dzieci przygotowywały się w baraku obok dzwonnicy.
Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie i gotowe. Za 36 lat będziecie te chwile ciepło wspominać, pierwszy i oby ostatni raz spędzając Wielkanoc w domowej izolacji. Alleluja i do przodu, kochani. Nie traćcie wiary.
Mieszkałem wtedy na Sosnowskiego 4. Ta polana była wybawieniem dla wszystkich dzieci, ogromną przestrzenią, gdzie można było grać w pilkę. Wtedy się mówiło właśnie „idę na polanę” Ursynów był ni to wsią ni to miastem. Umiłowanie do otwartej przestrzeni zostało mi do dzisiaj. Jak nie pojadę dwa razy w tygodniu na rowerze za Górę Kalwarię to jestem chory 😉