Korzystając z krótkiej obecności zimy wchodzimy na Kopę Cwila. Zamiast sanek zabieramy jednak wehikuł czasu, nastawiamy rok 1977. Błysnęło, huknęło i jesteśmy. W śniegu po pas i ześlizgując się z brył zmrożonego błota.
Wygląda to trochę jak lodowa pustynia, ale zaręczam, że mieszkają tu ludzie. Jest taki niezawodny dowód życia świadczący o tym, że blok jest zamieszkały. Otóż na balkonach suszy się pranie. A się suszy? No pewnie! U podnóża Kopy Cwila funkcjonuje jeszcze pełna klasycznych baraków baza budowlana. Ominiemy ją i zejdziemy na dół.
Tu już nawet widać ludzi. W pawilonie między blokami działa sklep spożywczy, obok urządza się pierwszy osiedlowy dom kultury, czyli „Dom Rodzinny”. Z balkonów tych bloków podziwiać można Kopę, ale wówczas jeszcze raczej słabo nadaje się do podziwiania. Jest bowiem zwałowiskiem błota lekko przyprószonym śniegiem.
Tu lepiej widać górę podczas budowy. Jeszcze nie osiągnęła odpowiedniego kształtu, cała jest zryta koleinami wśród błota. Za uliczką mamy bloki przy Nutki. Tu też już mieszkają ludzie, przed domem stoi rząd Syrenek, maluchów, jest też jakaś ciężarówka – znak, że chyba ktoś się sprowadza. A jak już się z grubsza rozpakujemy, to co zrobimy w weekend?
W weekend pójdziemy na lodowisko. W zagłębienie terenu między Nutki i Końskim Jarem wlano sporo wody, woda zamarzła i tak powstała śliczna ślizgawka. Jej zarysy wciąż są widoczne, nawet dziś, po ponad 40 latach. Przyjrzyjcie się terenowi w okolicy postawionej tam siłowni do street workoutu i ściance wspinaczkowej. Zagłębia się, prawda?
W tył zwrot, wracamy do domu. To przejście między Końskim Jarem 1 i 3. W tle dumnie betonowe piórka stroszy gołąb, więc zdjęcie jest zrobione zimą 1977/78. Po każdej zimie przychodzi jednak ta najgorsza pora w roku, czyli roztopy. Śnieg spływa, błoto rozmięka, but przesiąka. Brrr. Zaraz będziemy to mieli u nas. Wehikuł czasu właśnie się przestawił na 2021.
Kabatów nie widać . Ewidentna inspiracja ursynowskim twórcą niezależnym