W pierwszy prawdziwie chłodny, jesienny weekend nie marudzimy, nie narzekamy, tylko wracamy do czasów, gdy mróz i śnieg pod koniec listopada były czymś zupełnie normalnym. Pierwszych mieszkańców Ursynowa rozgrzewała myśl, że tę zimę spędzą w nowym, własnym mieszkaniu.
Dwa maluchy – dziś marzeniem jest taki model – marzną, chociaż jeden chyba dzisiaj jeździł. Ten niebieski, na starych blachach. Jest odśnieżony. Otwarty bagażnik kremowego auta za nim zdaje się wskazywać, że coś nowego przyjechało właśnie do mieszkania. Pani z panem wymieniają jakieś uwagi. Może się cieszą, że udało im się na przykład wystać lodówkę lub telewizor? Jesteśmy na podwórku przy Pięciolinii. Fotografujący tę scenę Włodzimierz Witaszewski przenosi się trochę w lewo. Państwo już porozmawiali, zamknęli bagażnik i zniknęli. Karton po telewizorze trafił do kontenera z klasycznym oznaczeniem E-2.
Na podwórku zrobiło się cicho i pusto. Z zazdrością możemy podziwiać Volkswagena sąsiada. Gospodarz domu dał sobie najwyraźniej spokój z odśnieżaniem – zresztą wtedy mało kto narzekał, że na chodniku czy ulicy leży śnieg. Jak jest zima, to musi być zimno i musi być śnieg, prawda? Zanim stopnieje chodźmy lepiej na sanki. Po drugiej stronie bloku jest taka sympatyczna górka w kształcie leżącego krokodyla. Budowlańcy zostawili obok wielką belkę z kablami – pewnie poczeka do wiosny.
Z Pięciolinii przenieśliśmy się na Wiolinową. Górka jest do tej pory, wciąż zimą zjeżdżają z niej dzieciaki i wciąż jest krokodylem. Ale zaraz, co mu ty mamy? Patrzcie, drugi garbus! Jeszcze piękniejszy, bo czerwony! Powodzi się na tym nowym Ursynowie, nie ma co!