Rok 1986. Trzy wiejskie domy między blokami i pawilonem handlowym. Dwa z nich dotrwały końca lat osiemdziesiątych, trzeci rozebrano dziesięć lat temu. W sumie szkoda, byłby to dziś świetny skansen a może nawet atrakcja turystyczna?
Te trzy budynki na zdjęciu Marcina Kubery świadczyły o tym, jak wyglądał Ursynów zanim wyrosły bloki. Przed nadciągnięciem wielkopłytowej cywilizacji stały sobie przy jednej z wielu polnych dróg szumnie nazywanych ulicami. Ta akurat nazywała się Władysława Jagiełły i nawet chyba mamy jedno zdjęcie sprzed półwiecza pokazujące, jak wyglądała.

To już był ostatni taki widok. Ruszała właśnie budowa Ursynowa, wjeżdżał ciężki sprzęt i kompletnie przeorał krajobraz. Trzy lata później okolica była już raczej wsią betonową. Ogromną betonową wsią – jak z piosenki „Szklana pogoda”. Trzy budynki przy Jagiełły oparły się jednak buldożerom. Zadecydował przypadek. W tym miejscu zaplanowano zaplecze budowy północnej części osiedla Jary i domy zaadaptowano na potrzeby budowniczych. Bazą kierował Józef Olk – tak, tak, słusznie wam się jego nazwisko kojarzy z obowiązującą dziś nazwą tego miejsca: „Łąka Olkówki” vel „Olkówek”. To ten sam przypadek, co z Kopą Cwila nazwaną od inżyniera Henryka Cwila, który nakazał zrzucać na nią ziemię wykopywaną pod fundamenty bloków.

W początkach lat osiemdziesiątych bazę zlikwidowano. Baraczki odjechały, blaszane budy przeniesiono, trzech wiejskich murowanych kumpli jednak zostało w roli świadków historii. Niestety, jak to u nas. Nie było rozkazu, co z nimi zrobić, więc nie zrobiono nic. Dwa z nich popadły w ruinę aż w końcu zapadła decyzja o rozbiórce, trzeci – ten biały, w najlepszym stanie, trafił w ręce prywatnej inicjatywy. Urządziła się w nim cukiernia, karmiąca pączkami połowę osiedla. Albo i całe osiedle. Wracamy do naszego roku 1986.

Cukiernia miała przed sobą jeszcze ponad dwadzieścia lat życia. Zamknięto ją w 2009 roku a w 2013 białą willę rozebrano i trafiła na śmietnik historii. Niby nie był to zabytek klasy zero, ale trochę jednak szkoda tych ostatnich reliktów wsi między blokami. Na szczęście działki po cukierni nie przeorano, więc bystre oko i dziś wypatrzy ślady po bramie, płocie, podjeździe i szpaler drzewek wyznaczający kiedyś jej granice. Zachęcam do spaceru. Na wieś jest o wiele bliżej, niż może się wydawać.
Ech moje dzieciństwo… Ja pamiętam dwa domki, trzeci musiał być rozebrany najwcześniej. Mieszkałem od 1978 na Koncertowej 7.
1980-1999 na Koncertowej 3/5, więc z sąsiedzkim pozdrowieniem!
Ja do 2001 r… Pewnie byśmy się jakoś ze szkoły znali ale ja niestety dojeżdżałem do SP260 a potem LO44 na Sielce.
Jaki był powód zamknięcia i zburzenia cukierni ? Pytam z ciekawości, bo dobrze ją pamiętam.
Jaki był powód zamknięcia? Prozaiczny. Konieczność uporządkowania terenu. Jeden z domów naprzeciwko cukierni był z 1929 roku. Pamiętam betonowe cyferki na kominie.
To bylaby piekna incjatywa odbudowac i zrekonstruowac ten maly fragment dawnej wsi.Maly skansen,,powiekszony o male pola z owocowymi drzewkami. W srodku odtworzone wnetrza. Placowka pelniaca funkcje muzealne.Dwadziescia piec lat nie widzalem Polski,a smak tych wypiekow zostal,jak i wspomnienia dziecinstwa przy ulicy Konski Jar. Pozdrawiam serdecznie
Moja ulubiona cukiernia ever!:) Najstarsza cena jaką pamiętam za pączka w niej to – jak przez mgłę – 5zł. Od 1984r cukiernia była najważniejszym punktem na mojej drodze do szkoły 81 z Końskiego Jaru. Przez wszystkie trzy pierwsze klasy jak tylko byłem przy kasie kupowałem tam małe pączki. Nie kupowałem ich na wagę, choć były sprzedawane na wagę, tylko na sztuki – moje zasoby finansowe nie były powalające. Najczęściej wystarczało mi na 4-5 sztuk, szkoda było na to torebki więc z płachty białego papieru pani skręcała stożek i pączusie trafiały do jego wnętrza:)
Zamknięcie cukierni odebrałem jak cios w se.. w żołądek!