Karuzela zmian tak pędzi, że można dostać zawrotu głowy. Z karuzelami jest jednak tak, że zasadniczo zawsze wracamy do punktu wyjścia. Mer Moskwy ogłosił, że po przejęciu moskiewskiej fabryki Renault, Rosjanie zamierzają w niej reaktywować markę Moskwicz. Moskwicz? Ja mam z nim tylko jedno skojarzenie z dzieciństwa.
Każde małe dziecko późnego PRL chciało mieć Moskwicza – nie przyjmuję tu żadnych zaprzeczeń ani wątpliwości. Ale jak to – Moskwicza – ktoś zapyta, na co dziecku sowiecki grat? Moi drodzy, pamiętacie jedyny dostępny wówczas samochodzik na pedały? Spójrzcie na karuzelę ze zdjęcia tytułowego. Lunapark na Romera w 1988 roku, ale przyjrzyjcie się bliżej. Poznajecie ten wóz? Kabrio z okrągłymi światłami? Ten tu akurat jest uwięziony w karuzeli, ale przecież miał jeszcze wersję mobilną, z napędem nożnym. Chodzi mi o ten samochodzik.
To jest Moskwicz właśnie. Kierownica się skręcała a reflektory świeciły. Samochód – marzenie. Oczywiście gdzieś tak do siedmiu-ośmiu lat, bo potem człowiek już z niego wyrastał i gdy zaczynał się interesować poważną motoryzacją czytając ostatnią stronę kolorowego pisma „Motor”, to mu ochota na Moskwicze przechodziła od razu. Dla przypomnienia, jak wyglądał dorosły Moskwicz – proszę bardzo, na zdjęciu poniżej to jest chyba model 408 w wersji luksusowej z czterema reflektorami.
Gruzy za Moskwiczem są dość symboliczne dla perspektyw radzieckiego i rosyjskiego przemysłu motoryzacyjnego opartego na własnej myśli technologicznej, chociaż akurat na tym zdjęciu to zwykły bałagan budowlany z 1977 roku uchwycony między Wiolinową i Wokalną. Zdjęcie Moskwicza znalazłem potem w 2011 roku na ścianie Cafe Roskosz przy Wiolinowej właśnie. Rozkosznie tam było powspominać czasy dzieciństwa i marzenia o małych Moskwiczach.
Myśmy z tych marzeń wyrośli, Rosjanie – jak widać – nie. Życzę im szerokiej drogi w ojczystych Moskwiczach. Komplet pedałów dorzucałbym do każdego egzemplarza. Z nostalgii? Nie. Na wszelki wypadek.
PS. Gdyby ktoś miał ochotę na więcej podobnych opowieści (no i zdjęć oczywiście) to serdecznie polecam swoja książkę „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”. Kto kupi w sklepie u osiedlowego wydawcy – dostanie szybko i z dwoma prezentami: dedykacją od autora oraz albumem „Witajcie na Ursynowie” pokazującym dzielnicę 10 lat temu.
Kupujemy tu:
Przejdź do sklepu