Zgłupiałem. Kolejny raz zgłupiałem. Bo kolejny raz podchodzę z dzieciarnią do nowej bramki w metrze, przykładam kartę, ona życzy mi „przyjemnej jazdy” i nic. Piszczy, buczy, czeka. W końcu, gdy zrezygnowani odchodzimy, nagle się otwiera. Więc ruszamy biegiem, a ona w trakcie – co? Tak jest. Oczywiście się zamyka.
Myślałem, że tylko ja jestem takim głąbem, który nie potrafi obsłużyć tych nowych cudów techniki, ale na szczęście nie. Dziś rano przede mną pan z dzieckiem też stał i czekał, aż ten Sezam łaskawie się otworzy. I też cofnął się, wtedy sezam się otworzył, po czym on krok w przód, a ona trzask. Napisałem nawet w tej sprawie do metra: Szanowne Metro, czy możecie mi pomóc, udzielić wskazówek i rad? Metro odpowiedziało błyskawicznie, że to bardzo ciekawy problem i zgłoszą go do Zarządu Transportu Miejskiego, który odpowiada za tę jakże udaną inwestycję. I jakże skomplikowaną. Montaż i uruchomienie zajęło dobre trzy miesiące a o tym, że w trakcie bramkę na stacji Kabaty zamontowano odwrotnie, to już nawet nie wspomnę. Bo już jest dobrze. Czyli źle, bo jednak nie chce wpuszczać. A pamiętacie, że kiedyś było tak?
To zdjęcie zrobiono w październiku 1995 roku na stacji Imielin. Kiedy uruchomiono metro, nie było żadnych bramek. Po prostu stały sobie kasowniki i już. Bilety sprawdzali kontrolerzy, co zresztą nadal przecież robią. Nikt nie czekał, nikt nie złorzeczył. A potem pojawiły się bramki. Nowoczesność! Potem dorobiono przejścia dla podróżnych z większymi bagażami i od razu okazało się, że podróżni bez bagażu też nimi przemykają mimo wyraźnego zakazu. Co więc robić? Zgodnie ze złotą zasadą biurokracji, wyznaczono nowe obowiązki policjantom, strażnikom i pracownikom: gonić ich! Pilnować! Zamykać! Więc zamykali, po czym znowu ktoś otwierał, więc oni znów zamykali. Policjanci pouczali, pracownicy pewnie po cichu złorzeczyli. Więc jednak trzeba system uszczelnić. Wydać pieniądze, zainstalować nowe bramki. Proszę bardzo, oto są. Wracamy do punktu wyjścia. Czyli wejścia.
Znam oczywiście argumenty za bramkami. Że system musi być szczelny, więc dodatkowo wydano kolejne pieniądze i podwyższono barierki. Bo bez tych bramek metro w życiu nie doliczy się, ilu ma pasażerów. A jak się nie doliczy, to… No właśnie nie wiadomo, co. Nie będzie wiedziało, ile ma puścić pociągów? Ale tu przecież wystarczą zwykłe ludzkie obserwacje i logiczne myślenie. A w autobusach to jak tych pasażerów liczą, skoro większość i tak ma karty, więc z kasowników nie korzysta? Co do szczelności systemu, to wiecie sami. Przeskoczyć żaden kłopot, w razie czego można wziąć magiczną wejściówkę otwierającą każde drzwi a jest też przecież tajny sposób lekkiego uchylenia i otwarcia bramki wyjściowej. No więc – kochani? Słusznie wydano tę kasę?
Dobrze pamiętam początki metra. Stare składy trzy wagonowe, i bieg żeby tylko zdążyć do ostatniego wagonu, który zatrzymywał się niemalże w połowie peronu… a dzisiaj stoję co rano w kilometrowej kolejce do bramki na Młocinach… niestety nawet w godzinach szczytu nie ma już otwartych przejść… pozdrawiam serdecznie!
Czy decydenci wyobrażają sobie jak wielkim zagrożeniem są te bramki w przypadku jakiegoś wypadku w metrze (pożar, wypadek, atak terrorystyczny czy panika wśród pasażerów nawet z jakiegoś błahego powodu?).
Ja to tak sobie myślę czasem – ile zwykłego, ludzkiego debilizmu trzeba mieć, żeby móc utrzymać się na stanowisku decydenckim.
P. S.
1. Nie jeżdżę do pracy metrem, bo mam blisko…
2. Pozdrawiam Panią Jolę B. z Metra! 🙂
Wciąż mnie dziwi po co wydawać takie pieniądze!!? Gdy od lat nie można opanować cieknącą ścianę przy wejściu na stację Stokłosy (przy Piotrze i Pawle) z powodu braku pieniędzy na porządnego fachowca. W zimie niebezpieczna ślizgawica na schodach, latem mokro, nieestetyczne wieloletnie zacieki.
Interesuje mnie też jak będą wchodzić osoby, które mają przejazdy gratis(osoby po 70-ce). Wejściówek-peronówek przecież nigdy nie ma (z powodu braku pieniędzy?)