Blok przy Herbsta 4 nie ma szczęścia. Obrósł mnóstwem mitów i legend: że przeklęty, że dziwny, że w nim straszy. W każdym sezonie ogórkowym trafi się jakiś media worker przyjeżdżający aby usłyszeć te same historie, o których jego koledzy już tyle razy pisali. Sięgnijmy więc do prasy, ale do artykułów poważnych i zdemitologizujmy ten blok.
Zaczynamy od Expressu Wieczornego, który w październiku 1981 informuje, że gotowy jest już największy blok na Ursynowie. I tak, chodzi oczywiście o Herbsta 4. Gazeta informuje, że jest w nim aż 320 mieszkań dla młodych małżeństw i osób niepełnosprawnych, w związku z czym blok ma mnóstwo udogodnień: gabinety lekarskie, kawiarenkę, stołówkę.

Jedną trzecią puli mieszkań przeznaczono dla osób starszych. Oferta była kusząca. Samotni seniorzy mieli zrzec się swoich mieszkań, w zamian za co otrzymywali kawalerkę na Herbsta plus wyżywienie plus całodobową opiekę lekarską. Chętnych było wielu, pensjonat ruszył. I gdy tylko ruszył, od razu stał się kłopotem – bo kto by tam miał głowę, aby o to wszystko dbać? Utrzymywać stołówkę, fundować obiady, dbać o całodobową pomoc? Powoli więc rezygnowano z kolejnych udogodnień aż w końcu po dziesięciu latach pensjonat słonecznej jesieni stał się zwykłym blokiem z samotnymi starszymi ludźmi upchniętymi w kawalerkach. Wstrząsający obraz końca tego projektu przedstawia Życie Warszawy ze stycznia 1991 roku. Ja wiem, wygląda na Too Long Didn’t Read, ale szczerze polecam. Ciarki chodzą po plecach.

Kto przeczytał, ten już wie. Czy blok jest przeklęty, nawiedzony? Nie. Chociaż na pewno jego mury widziały mnóstwo ludzkiego smutku. Jeszcze będę o nim pisał, bo to jest tylko jedna trzecia historii, dotycząca części dla seniorów. Sporą część mieszkań dostawały też młode małżeństwa, ale o nich kiedy indziej.
Zdjęcie tytułowe: Marcin Grzanek, 2005
Wszyscy będący dziećmi bali się tego bloku. Brrr…