Nie wyrzucać kości i szmat do toalety, nie trzepać pościeli na balkonie i przede wszystkim: bezwarunkowo wpuścić do mieszkania komisję społeczną, która sprawdzi jak dbacie o lokal! Ursynów w spółdzielczym „ABC” z 1978 roku przypomina trochę hotel robotniczy, ale na szczęście to tylko papier. Wszystko zniesie.
Wydawane przez Spółdzielnię „ABC” cudownie przenosi nas w świat ze zdjęcia tytułowego. Świat, w którym brodząc po kostki w błocie, pokonując zwały ziemi i rowy przeciwczołgowe, ciemnymi ścieżkami docieramy wreszcie do własnego mieszkania. Czystego i pachnącego nowością. Nawet szkoła już jest i to wyróżniona ogólnomiejską nagrodą – co podkreśla przekazany przez Bartosza Dominiaka numer z maja 1978.
Druga strona wydawnictwa z dumą przekazuje informacje o uroczystej oprawie wręczania kluczy pierwszym mieszkańcom osiedla Stokłosy. Działa tam już punkt „Praktyczna Pani”, prężnie kręci się działalność wychowawcza i opieka nad dziećmi, słowem: modelowe osiedle. Serio?
No, tak serio, to nie do końca. Czas na trochę prawdziwego życia. Na całym osiedlu Jary działa 5 (pięć!) publicznych telefonów. Od biedy można też zadzwonić ze sklepu, z biura spółdzielni lub z milicji, choć tam akurat warunki chyba niezbyt komfortowe.
Trzecia strona „ABC” przypomina też, że w domu obowiązuje ścisły regulamin – to właśnie w nim są zapisy o komisji społecznej, którą każdy musi wpuścić oraz o tych kościach i szmatach, których nie spuszczamy w toalecie.
Ostatni strona informuje, że każdy lokator musi odmalować ściany i sufity co najmniej raz na cztery lata (cholera, u mnie w domu sufit już 10 rok się trzyma bez malowania…) tak samo raz na cztery lata malujemy olejną farbą kaloryfery, drzwi i rury. A kto nie maluje – wiadomo: przyjdzie komisja społeczna, oceni i dopiero będzie!
Tak to wygląda teoretycznie w „Ursynowskim ABC”, praktyka była zdecydowanie inna. Nie natknąłem się nigdzie na wspomnienia wizyt żadnych komisji społecznych. Nikt nie kontrolował, czy co 4 lata malujemy kaloryfery. Chyba spółdzielnia miała ważniejsze rzeczy na głowie – głównie poprawki różnych fuszerek zostawionych przez goniących terminy budowniczych. Czy ktoś może przyznaje się do pokoju ze zdjęcia poniżej i dziś chwali się znajomym takim dodatkowym żelaznym elementem dekoracyjnym w postaci dwóch żelaznych szyn?
To było tylko A, B i C. Pozostałe litery ursynowskiego alfabetu i mnóstwo innych historii znajdziecie w mojej książce „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa” dostępnej bez wpadek i usterek u osiedlowego wydawcy. Każdy egzemplarz podpisuję i mogę też dorzucić dedykację.
Przejdź do sklepu