Lekki mróz, słońce i śnieg. Dużo śniegu, na pewno więcej niż bywa dziś. Niewygodne szeleszczące ortalionem kombinezony i przemakające buty. No i Rogal. Ale nie do jedzenia, tylko do zjeżdżania. Osiedlowa górka na Imielinie. Tak wyglądała zimą 1986.

O ile najlepsze kasztany są podobno na Placu Pigalle (ale tylko jesienią), to najlepsze rogale (zimą) z pewnością były na Hirszfelda, choćby nawet jak okiem sięgnąć człowiek nie wypatrzył żadnej piekarni. Bo Rogal to po prostu kształt tej górki, oddzielającej bloki od parkingu.

"Rogal" na Hirszfelda. Lodowisko pod górką. Fot. Państwo Szumowscy.
Zimowe podejście pod Rogal. 1986, arch. Rodziny Szumowskich

Podobnie jak każde takie osiedlowe wzniesienie, Rogal zimą stawał się lokalnym centrum saneczkowym. Gdyby ktoś pytał, co powstaje za tym typowym drewnianym płotem, to jest to oczywiście szkoła przy Hirszfelda. W oddali trochę chyba straszy szkielet kolejnej budowy – Centrum Onkologii.

Plac zabaw obok górki zwanej Rogalem na Hirszfelda. W tle szkielet Centrum Onkologii. Fot. Państwo Szumowscy.
Zimowe huśtawki. 1986, arch. Rodziny Szumowskich

Cofniemy się o rok i zmienimy film na czarno-biały. Z góry możemy podziwiać drewniany plac zabaw, załapały się nawet nam bloki przy Kazury. Tak to z grubsza wyglądało każdej zimy i nic nie zapowiadało wielkiej kariery, jaka czekała Rogal w początkach nowej Polski.

Sanki na rogalu, czyli górce przy Hirszfelda. Ciekawie też wygląda oryginalny plac zabaw. Nadesłał Piotr Borowski.
Sanki na Rogalu. 1985, arch. Piotra Borowskiego

Bo oto na samym początku lat dziewięćdziesiątych górka przestała być już tylko centrum spotkań zimowych. Wykopano dół i urządzono basen! Ursynowską rivierę z kocykami, frytkami ze smażalni i rozwrzeszczaną dzieciarnią. Kolor wody na zdjęciu poniżej zdradza nam, że po pierwsze – basen cieszy się ogromną popularnością, a po drugie – basen nie cieszy się faktem nieposiadania urządzeń do oczyszczania wody. To też nie spodobało się inspektorom sanitarnym, którzy zamknęli letnią rozrywkę.

Hit sezonu - mała niecka wypełniona wodą koło kortów na Hirszfelda. Nad. Karolina.
Basen pod Rogalem. 1992, arch. Karoliny

Została tylko ta zimowa. Suchy basen straszył przez kolejne 30 lat, zarastając zielskiem i obrastając warstwami śmieci. To już się skończyło. Teren sprzątnięto, nieckę po kąpielisku zasypano. I tylko górka została jak stała, więc zimą nie ma się nad czym zastanawiać. Ruszamy na sanki, w plecak bierzemy rogaliki na przekąskę. Nazwa w końcu zobowiązuje, prawda?

Maciej Mazur
Rówieśnik Ursynowa (1977) i autor trzech książek o historii dzielnicy. Zawodowo reporter Faktów TVN i autor programu Ranking Mazura w TVN24.

5 KOMENTARZE

  1. Super foty! Mieszkałem z widokiem na tę górkę od 1980 do 2000-któregoś – obserwowałem z okna jak ją usypywali.
    Tu zostało to uchwycone – kształt rogala już jest, ale jeszcze nie osiągnął pełnej wysokości – fragment serialu Alternatywy 4):
    https://www.youtube.com/watch?v=zC56tZ2qiuc

    Gdy śnieg się topił (czasem nawet przy pierwszej odwilży, już późną jesienią), wewnątrz rogala powstawała ogromna kałuża – która potem zamarzała, tworząc wspaniałą ślizgawkę. A wiosną – jezioro, po którym pływaliśmy na styropianach.
    Co do piekarni, której rzekomo nie widać – gdyby powiększyć zdjęcie tytułowe – można by pewnie zobaczyć piekarnię na Dembowskiego 17a, róg Ciszewskiego i Findera (obecnie Pileckiego). Ta piekarnia to było bardzo ważne miejsce na mapie osiedla.

  2. O tej piekarni to już wkrótce będzie artykuł! Może podrzucisz jakieś wspomnienia, to chętnie dołączę do tekstu?

    • With pleasure. W zasadzie jedno mi przychodzi do głowy:
      Mamy wysyłały nas (wtedy mogliśmy mieć po 7-10 lat, czyli połowa lat ’80 – jestem rocznik 75) po chleb, to chyba były wczesne popołudnia, jechaliśmy całą ekipą 4-6 chłopaków z Hirszfelda. Czasem autobusem, czasem się szło piechotą.
      Zawsze była długa kolejka, ustawiała się zanim jeszcze „rzucili” świeżo upieczony chleb. Stało się, gadało, wygłupiało – stało tam pół Imielina i pół Stokłosów.
      Jak już „rzucili” chleb, szło szybko, każdy brał 1-2 gorące bochenki, płacił i wracaliśmy.
      Tylko że po godzinnym albo i dłuższym staniu nikt nie mógł się powstrzymać przed podgryzaniem cudownie chrupiącego chleba. No i często zdarzało się, że wracaliśmy z pełnymi brzuchami ale pustymi torbami…

Skomentujesz? Wiesz może coś więcej? A może autor się pomylił?