Gumofilce są? Są. Kufajka? Zapięta. Berecik? Z antenką, oczywiście. Wyposażenie mamy więc kompletne i możemy ruszać na spacer po bałaganie na budowie Ursynowa w 1977 roku. Zdjęcia są w kolorze, HD i prawdziwie insiderskie. Zrobił je Włodzimierz Witaszewski, jeden z projektantów Ursynowa Północnego. Tylko uważać mi tam po drodze, żeby nie wpaść w jakąś dziurę!
Zaczynamy w miejscu, gdzie dziś jest południowe wyjście ze stacji metra Ursynów. Pośrodku rozkopanego pola piętrzy się stos połamanych płyt, za nimi dumnie rosną bloki przy ulicy Stokłosy. Teoretycznie konstrukcja wielkopłytowa jest prosta i wszystko powinno do siebie pasować jak w zestawie Lego, ale to jednak Kombinat Budownictwa „Południe”, a nie Legoland. Czasem coś się połamie i nie pasuje – wtedy właśnie trafia na kupę i tak sobie leży. A fachowcy mogą już sięgnąć po nowe klocki zmagazynowane po drugiej stronie tych bloków. Chodźcie, pokażę wam.
Przeszliśmy na teren zaplecza budowy między Stokłosy, Wokalną i Zamiany. Administracja osiedla nazwie wkrótce to miejsce Placem Wielkiej Przygody, na razie jednak swoje przygody przeżywają tu budowniczowie spędzający zimę w drewnianych barakach. A wokół nich – patrzcie, ile tego dobra: płyty pełne, ścienne, stropowe i takie z otworami na okna. Okna też już przywieziono i czekają na montaż. Leżą sobie w śniegu i wcale nikomu nie przeszkadza, że przecież są drewniane i taki dłuższy kontakt ze śniegiem nie wpłynie później najlepiej na ich spasowanie w ramie. Ale o tym pomyśli się później. W razie czego mamy przecież sprzęt. Jesteśmy przygotowani.
Gdy przyjdzie wiosna i harmonogram oddania gotowych bloków nieśmiało zacznie o sobie przypominać, włączy się takie wielkie nagrzewnice. Wdmuchają ciepłe powietrze do środka, rozpuszczą lód i może nawet wysuszą trochę grzyb. Trochę, bo przecież każdy doskonale wie, że po jakimś czasie wilgoć i tak wyjdzie. Zawsze wychodziła, wybrzuszając klepki, rozsadzając płytki PCW i odparzając tapety, jeżeli akurat przysługiwały w standardzie wykończenia. U mnie okno w kuchni przy Koncertowej aż do końca lat osiemdziesiątych ozdobione było eliptycznymi zadrapaniami, które powstały pewnie na tym składowisku przy Wielkiej Przygodzie. Dopiero w nowej Polsce tę szybę wymieniliśmy. A skoro już jesteśmy na Koncertowej. Zeszły śniegi i odkryły wszystko to, co budowlane wiewióreczki przez zimę chowały.
Cegły, opakowania, płyty i płytki, rury, kable, deseczki, sklejki, druciki, śrubki. I krzywą latarnię, którą dopiero co przecież zainstalowano, ale najwyraźniej ktoś Kamazem się nie wyrobił i przyrżnął. W tle pryzmy ziemi lekko jeszcze przyprószonej śniegiem oddzielają Ursynów od Służewa nad Dolinką, gdzie już nawet pierwszy blok otynkowano na piękny niebieski kolor. My zostajemy jednak po tej stronie Smródki.
Mozaikowe płyty zdradzają, że zawędrowaliśmy w okolice ZMW/Bacewiczówny. Mieszkańcy pierwszego i drugiego piętra tego bloku powinni być wdzięczni wykonawcom, że postanowili zabić dyktą wybite szyby i zimą nie napadało śniegu do pokoju. Ciekawe tylko, jak te szybki się wybiły na takiej wysokości? Jeszcze na tym składowisku na bazie, czy może jednak podczas montażu? Bo zimno było i człowiek się spieszył? No ale dość tego deliberowania. Nakryto nas. Prawdziwy fachowiec od razu dostrzeże nasz brak profesjonalnego podejścia.
Za bardzo się interesujemy, niepotrzebnie wszędzie zaglądamy i wciąż się dziwimy. A w dodatku beret z antenką założyliśmy nieprofesjonalnie – zimą przecież nie nosi się beretów, tylko uszanki. Od razu widać, że jesteśmy amatorami. Musimy więc już wycieczkę kończyć. Pamiętajcie, to teren budowy! Niezatrudnionym wstęp wzbroniony!