Tę Pszczółkę, którą tu widzicie, zowią Mają. Wszyscy Maję znają i kochają. Maja fruwa tu i tam… No skądże. Maja nigdzie nie fruwała, Maja zajęła strategiczne miejsce w pawilonie przy Puszczyka i przez dziesięć końcowych lat peerelu była królową dziecięcych serc.
Najpierw podwójne drzwi, za nimi ciężka kotara w kolorze brązowo-burym. A dalej już tylko lepiej. Raj dla dziecka i jego rodziców. Zabawki, ubrania, buty, sprzęt turystyczny – takie cuda oferowała „Pszczółka Maja”. Nie dziwne więc, że gwarno było tam jak w ulu. Otwarcie pawilonu jesienią 1980 roku zapowiadała nawet prasa. Nie wiem tylko do końca, co mieli na myśli dziennikarze „Expressu Wieczornego”, którzy pisali o „preselektywnym systemie sprzedaży”. Czy przypadkiem nie chodziło o to, że na deficytowe towary trzeba było się zapisać? A jesienią 1980 roku deficytowe było prawie wszystko.
Preselektywnie czy nie, jako pierwszy na Ursynowie duży sklep dziecięcy Pszczółka i tak była skazana na sukces. Nie trzeba było już po każdą drobnostkę jeździć do Smyka w Alejach Jerozolomskim. Nasze smyki można było ubrać tu – oczywiście przy odrobinie szczęścia. Preselektywnej.
Pawilon w oryginalnej wersji obłożono drewnem, przed sklepem urządzono betonowe coś otoczone murkiem i wyłożone plastikowym linoleum – coś wyglądające jak lodowisko albo miejsce do gier ulicznych? To coś było jednak dość skomplikowane, skoro podczas budowy trzeba było je burzyć i poprawiać ad hoc. Za pomocą wielkiego młota, co w 1979 roku pięknie ujął Włodzimierz Witaszewski.
Sam pawilon jest przedstawicielem gatunku „Usługi – Podstawowy Zespół”, w którym przewidziano miejsce na duży sklep i zestaw nieco mniejszych punktów usługowych. Bliźniacze rozwiązania znajdziemy na ZWM (dziś Biedronka) i Dembowskiego (Mokpol). Dbając o bezpieczeństwo, od strony ulicy do pawilonu można było dostać się kładką nad ulicą. Wróć. Kładek oczywiście nigdy nie zbudowano, ale stojąc przed sklepem od razu widać, gdzie miały powstać. Tam, gdzie tak dziwnie ślepo kończy się pasaż na pierwszym piętrze.
Wracając do Pszczółki. Ciekawym elementem wystroju był „Kojec”, czyli otoczony drewnianym płotkiem placyk zabaw pod dachem, wyposażony w dwie maszyny do rzucania dziećmi. Po wrzuceniu dwuzłotowej monety plastikowa Maja i plastikowy Filip stawały się nagle demonami plastikowego rodeo. Poza tym – klasyka. Stoisko z butami, stoisko z ubraniami i najciekawsze z punktu widzenia małego klienta stoisko z zabawkami. Pszczółka Maja funkcjonowała do początku lat ’90. Nie wytrzymała naporu prywatnej konkurencji. Handlowej tradycji tego pawilonu próbowało sprostać kilka firm. Nikt dłużej nie przetrwał. W końcu, na początku XXI wieku, przejął go Mokpol. I nie uwierzycie. Otworzył w nim sklep spożywczy, który miał być konkurencją dla Megasamu. Też prowadzonego przez Mokpol.
To się raczej nie miało prawa udać. Po kilku latach Megasam wygrał to bratobójcze starcie. Około 2009 roku do dawnej Pszczółki wprowadziła się siłownia Calypso, później zmieniona na Total Fitness. I aż trudno w to uwierzyć, ale historia fitnessowa ma tu już 15 lat, czyli trwa dłużej niż historia handlowa pierwotnej Pszczółki Mai.
Nie ma już podwójnych drzwi, nie ma ciężkiej kotary. Z placu przed sklepem skuto sporo betonu. W siłowni część klienteli stanowią ci, którzy jako dzieci odwiedzali Pszczółkę. I wiecie, co? Był tam nawet kojec. Ale jakoś się nie przyjął.
Zdjęcie tytułowe pochodzi z 1982 roku, z archiwum Edyty Kędzierskiej.
Wspominam Pszczółkę Maję jako okropne miejsce (rok 1988), gdzie można było (z dzieckiem w wózku) wystać bobo-fruty (ówczesny rarytas – gotowe soczki dla małych dzieci). Beznadziejne czasy. Na szczęście miałam sokowirówkę i robiłam soczki w domu (z marchewek, jabłek, gruszek – no bo przecież nie z pomarańczy).
Obok na pięterku była składnica harcerska a tam obiekty westchnień – kolejki piko, modele do sklejania… Ach, piękne wspomnienia…