Klasyka pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Kierowca wychodzi z Poloneza, a kiedy wraca – widzi w nim bandytów (jednego piętnastoletniego!), którzy grożą mu bronią i bezczelnie tym Polonezem odjeżdżają. Świadkowie potulnie odwracają wzrok. Nikt niczego nie widział, nikt niczego nie słyszał, nikt na policji niczego nie powie, bo się boi. To jest właśnie opowieść z czasów, gdy kierowcy oznaczali swoje samochody wydrapanymi na szybach numerami, aby chociaż trochę zniechęcić złodziei. Opowieść z czasów specjalnie montowanych „atestowanych” auto-alarmów, immobiliserów i wszelkich innych zabezpieczeń. Opowieść z czasów, gdy położenie torebki na przednim siedzeniu auta z dużym prawdopodobieństwem mogło się skończyć wybitą na światłach szybą i spokojnie oddalającym się bandziorem. Opowieść z czasów, gdy Polska była Dzikim Wschodem.
A co z tą wydrą? Wydrę objaśni wam „Życie Warszawy”.