Jeden Fiat wiosny zwykle nie czyni, aczkolwiek w tym przypadku możemy uznać, że właśnie ją uczynił. Bo to jest wiosna 1977 roku i Koński Jar, na który sprowadzają się pierwsi mieszkańcy. Jak rozpoznajemy mieszkania zasiedlone? Po praniu na balkonie oczywiście.
Pranie już się suszy, w mieszkaniach schnie też pewnie śmierdzący Lentex, którym budowniczowie raczyli wyłożyć podłogi. Naprawiamy niedoróbki, cieknące krany, poprawiamy instalacje, wnosimy meble. Dużego Fiata stawiamy pod blokiem i patrzymy na niego uważnie, żeby nie ukradli kół. Chociaż chyba nie ukradną – złodzieje pewnie jeszcze się w te okolice nie zapuszczają.
Dzisiejsze zdjęcia pochodzą z bogatego archiwum Włodzimierza Witaszewskiego, jednego ze współprojektantów osiedla. Zmarł kilka lat tamu, ale do śmierci mieszkał w tym samym lokalu przy Końskim Jarze 3, z którego robił te fotografie wiosną 1977 roku. Na drugim zdjęciu z jego okna mamy widok na budowany sklep i Dom Rodzinny. Pod domem kolejny klasyczny wóz – zielonkawy maluszek. Zejdźmy na dół.
To zdjęcie właśnie powstało, gdy architekt stanął obok małego fiata. Zwróćcie uwagę, że już zazieleniła się trawa, a więc powoli okolica zaczyna przypominać planetę Ziemię a nie Księżyc czy Marsa. Na pierwszej fotografii (tej z dużym fiatem) mieliśmy blok Koński Jar 2, na ostatniej znów ten budynek, ale widziany z Wiolinowej. Drewniane barierki na pierwszym planie wyznaczają plac budowy pawilonu handlowego, do którego wprowadzi się sklep spożywczy Społem i restauracja Ursynowska.
Tej pierwszej ursynowskiej wiosny mało kto jednak myśli o schabowym w Ursynowskiej. Lenteksy, usterki, wycieki, przemarznięcia i wszechobecne błoto zajmują osiedlowych pionierów zdecydowanie bardziej. Spokojnie, zaraz przyjdzie lato. Błoto zmieni się w kurz, otworzą pierwszy sklep, na kraterze wyrośnie ziele i jakoś da się żyć.
Więcej opowieści sprzed lat czterdziestu? Proszę uprzejmie. Czekają w mojej książce „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”. Kto kupi bezpośrednio w sklepie wydawnictwa, dostanie autograf i dedykację wedle życzenia.
Przejdź do sklepu
Widok z drugiego zdjęcia, tylko zrobiony z trochę innej perspektywy, zdobi okładkę pierwszego planu Ursynowa z 1986 roku. Tylko tam Koński Jar już zdecydowanie bardziej przypomina obszar ucywilizowany przez ludzi 🙂
Na drugim zdjęciu jest Szkoła Podstawowa na Końskim Jarze 5…. przez tych sk^& wszyscy z SP81 musieli jeździć do szkół na Mokotów potem bo Szkoła na Końskim Jarze 5 nigdy nie powstała.
Podobnie jak ta z adresem Puszczyka 16
Pierwsze słyszę o restauracji Ursynowskiej ;;-) No ale przeprowadziłam się na Ursynów w roku 1982 i to na dalej położony Imielin, więc ja jestem z czasów Baru Kanion (fasolka po bretońsku i chyba to był koniec menu :-))).
A może ktoś pamięta Muzykę Betonów ? Rok 1983 chyba. To była impreza. Pod Lasem Kabackim gdzie leżały porzucone odpady betonowe z budów ursynowscy muzycy urządzili koncert rockowy. Nie mam zdjęć, ale do tej pory pamiętam.
Ściślej mówiąc: koncert muzyki elektronicznej.Więcej informacji znalazłam: „BYLIŚMY DZIWAKAMI”
ROZMOWA Z MARKIEM AŁASZEWSKIM
„Ale zrobił pan wtedy jeszcze coś większego w plenerze.
Tak, to była „Muzyka betonów”. Mieszkałem wówczas na Ursynowie, który się budował, to był rok 1982…
To takie osiedle jak z „Alternatywy 4”?
Dokładnie tak, i na jego peryferiach wykopano wielki dół w kształcie niecki stadionu i wrzucano do niego zniszczone elementy betonowe, które zostały uszkodzone na budowach. Było ich tam mnóstwo. Ten dół był naprawdę spory, miał w przekroju może z 50 metrów i był potencjalnie świetnym polem do działania.
I tam każdy mógł wejść i robić, co chce, albo na przykład spaść i złamać sobie nogę?
Tak, wtedy na takie drobiazgi jak złamanie nogi przez kogoś nie zwracano uwagi. Leżały tam elementy z wystającymi prętami, ja sobie po prostu chodziłem i stukałem o te pręty i bardzo mi się te dźwięki spodobały. Postanowiłem skomponować z nich muzykę, pooznaczałem je różnymi kolorami, żeby było wiadomo, na czym grać, wziąłem dwóch perkusistów – Radosława Nowakowskiego z Osjana i wspomnianego już Dariusza Jurewicza – poszedłem jeszcze do Marka Bilińskiego, zrobiliśmy razem muzykę elektroniczną jako podkład dźwiękowy do tych uderzeń, no i zagraliśmy taki happening, „Muzyka betonów”. On też nie był profesjonalnie zarejestrowany, ale ja to we własnym zakresie nagrałem tam na miejscu i ta muzyka pozostała.”
https://www.dwutygodnik.com/artykul/5743-bylismy-dziwakami.html