No proszę, co za niespodzianka! Ktoś jednak tęskni za kabackim Tesco! Takie – trochę przeze mnie ocenzurowane – wezwanie znalazłem na płocie budowy bloków, które wyrastają w miejscu hali dawnego hipermarketu.
Od zamknięcia Tesco mija prawie równy rok. Deweloper szybciutko się uwinął i już wzdłuż pieszej uliczki Sępa-Szarzyńskiego mury pną się do góry. Inwestycja nazywa się „Rytm” ale na tylnym płocie ktoś do tego rytmu wrzucił jeden fałszywy ton. Ktoś, kto bardzo tęskni za dawnym Tesco. Za urokiem zakupów w blaszaku z końca lat dziewięćdziesiątych. Może rzeczywiście coś w tym było? Tylko tu przecież można było spotkać farmerów, którzy po zakupy przyjeżdżali Ursusem C-360.
Tylko tu dyskretny zapach kebaba z budki przy wejściu wprowadzał nas do sezamu brytyjskiego handlu, gdzie sklep sportowy sąsiadował z Rossmanem a empikowa księgarnia ze stoiskiem serwującym kurczaki z rożna. Tylko tu na wchodzących i wychodzących czyhały różne typki proszące o złotówkę lub lepiej może dwie.
Tylko wreszcie tu aż do zamknięcia znaleźć można było ślady hitowej przeszłości. Dyskretny czerwono-niebieski pasek odpowiadał też barwom Tesco, więc go nie zamalowano i do końca towarzyszył brytyjskiej firmie, choć wprowadzili go przecież Niemcy spod znaku „Hit”, którzy swój kabacki market otworzyli w 1999 roku wśród szczerych kabackich pól.
Tesco miało jeszcze jeden niezaprzeczalny atut. Tylko tu można było zrobić wielkie zakupy o czwartej rano. Zabrakło czegoś na imprezę? Walimy do Tesco. Dziecku o 22 przypomniało się, że na jutro jest praca na plastykę a chwilowo nie mamy farb? Żaden kłopot, ruszamy do Tesco. Skończyło się mleko a niemowlak płacze po nocy? Tesco ma dla nas rozwiązanie. To jednak było coś, chociaż pewnie okoliczni mieszkańcy mieli tu inne zdanie.
No ale to już było i nie wróci więcej. I tylko prawdziwi Tesco Fans Hooligans pozostali w nieutulonym żalu wyrażanym obelgami miotanymi po płotach budowy.
Nie mieszkam na Ursynowie, ale należę do osób tęskniących za blaszakiem na Kabatach. Tesco, Empik i stoisko, gdzie za niewielkie pieniądze można było smacznie zjeść. To se ne vrati, Panie Hawranek…
Zawsze współczułem sąsiadom „zapaszków” ze śmietników na odpadki.
A było tego duuuuużo.