Zdjęcie sprzed dwudziestu lat przypomniało mi czasy wielkich dziur. Nie było ich dużo, ale za to były bardzo spektakularne. Scenariusz był prosty. Inwestor grodził teren pod budowę, która w planach miała być obiektem handlowym lub na przykład ośrodkiem zdrowia. Stawiano parkan w klasycznej wersji drewnianej obramowanej stalą. Wjeżdżały koparki. Kopały dziurę pod fundamenty. A potem działo się coś, co powodowało, że na budowie nie działo się nic. Sprzęt opuszczał plac, budowniczowie gdzieś znikali. Z płotu demontowano kolejne deski i wielka dziura w ziemi stawała się lokalną atrakcją – w dodatku na długie lata. Przykład jest na zdjęciu obok z 1997. Róg Lanciego i Belgradzkiej. Wielka dziura za brązowym płotem ma już spory staż a jeszcze chwilę postoi, zanim wsadzą w nią blok. Inna dziura latami ziała na ulicy Zamiany. Tam, gdzie dziś jest blok z pocztą w parterze, na początku lat osiemdziesiątych wykopano dziurę pod pawilon usługowy. Taki sam miał stanąć na Cybisa, w końcu po latach, w oba wykopy wstawiono niemal identyczne bloki z wielkiej płyty. Wielką dziurą – chociaż już z postawionym fundamentem – jest też do dziś nieszczęsna budowa Ursynowskiego Fortepianu na tyłach Multikina. Słowem – do dziur mamy szczęście. Czy może raczej: nieszczęście.