To był czwartek, 14 grudnia 1978. Chyba obyło się bez wielkiej fety, wstęgi też raczej nikt nie ciął. Może tak po prostu, z rana na pętli Ursynów Południowy pojawił się nowy wóz, przegubowy Ikarus? Kierowca zainstalował tabliczkę z numerem 192 i ruszył w krótką trasę na Dworzec Południowy?
To domysły, ale całkiem prawdopodobne. Bo twarde fakty są takie, że 14 grudnia 1978 pierwszy Ikarus 280 wyjechał na regularne kursy w MZK i rzeczywiście było to na linii 192. Fakt odnotowała nawet prasa z Węgier, ojczyzny Ikarusów. Z niej pochodzi to zdjęcie:
Berliety i ogórki stojące na tej pętli musiały spoglądać z zazdrością na nowego kolegę. Jaki przestronny! A do tego jaki twardziel. Z wyścigu na warszawskie ulice wyeliminował nawet dewizowego MAN-a! Taki cytat znalazłem:
Historia romantyczna, ale rzeczywiście – po doświadczeniach z delikatnym francuskim Berlietem szefowie komunikacji woleli chyba coś może mniej eleganckiego, ale za to bardziej praktycznego.
Ikarus powtórzył sukces Kałasznikowa, któremu niezawodność i prostota zapewniła światową karierę. Węgierski autobus zdominował przedsiębiorstwa komunikacji miejskiej w całym bloku wschodnim – od NRD przez Związek Radziecki aż po Bułgarię. W Warszawie był wręcz symbolem autobusu końca PRL-u. Dość szybko zepchnął z ulic Berliety i ich polskie odpowiedniki, czyli Jelcze.
Ikarusy sprowadzano do Warszawy jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Lekko zmodernizowane, z innymi drzwiami i automatyczną skrzynią biegów, ale to wciąż były jednak stare, dobre węgierskie konstrukcje.
Czy były wygodne? No cóż. Nie miały klimatyzacji, ale za to można było szeroko otworzyć okna, więc w lecie kto wie, czy nie było przyjemniej niż w niektórych dzisiejszych klimatyzowanych wozach, które podczas upałów i tak nagrzewają się niemiłosiernie. Zimą było trochę gorzej. Przez nieszczelne szyby wpadało lodowate powietrze, na oknach mróz malował lodowe kwiaty i aby zobaczyć, gdzie aktualnie jesteśmy, należało sobie wychuchać lub wydrapać wizjerek. Poważnie.
Ikarusy miały jeszcze jedną zaletę. Były arcypojemne i można je było dopychać jak tokijskie metro. Teoretycznie były obliczone na 140 osób, ale praktycznie do środka wchodziło 300. Kiedy akurat nie wchodziło i było w miarę luźno, można było siedzieć na poręczach, na tyle, na przegubie (kiep, kto nie jechał na przegubie) oczywiście w ten sposób:
Na zdjęciu powyżej załapał się charakterystyczny kasownik-przejściówka, model z lat dziewięćdziesiątych. Takie kasowniki instalowano nawet początkowo w metrze, pamiętacie? No ale my tu nie o metrze, tylko o autobusach. Przegubowe Ikarusy model 280 wyjechały w swoją ostatnią trasę pod koniec 2013 roku, czyli na ulicach Warszawy spędziły 35 lat. Rekord nie pobity nawet przez słynne Jelcze-ogórki i z pewnością nie do pobicia już dziś.
Z okazji 40-lecia Ikarusa Klub Miłośników Komunikacji Miejskiej zaprasza na wycieczkę. Ikarusem oczywiście, tym cudem ze zdjęcia tytułowego. Wycieczka po klasycznej trasie 192 a potem na Mokotów i do Śródmieścia. Zbiórka na pętli Wilanowska (Dworzec Południowy) w sobotę (15 grudnia 2018) o godzinie 11. Będzie zrzutka na paliwo do tego smoka, więc weźcie też fundusze.
W latach 80dziesiatych to dziwadłem dla mnie były dziwne Berliety na Abis niz Ikarusy. Pamietam do dziś 3033 autobus szkolny z zajezdni Piaseczno jak samotnie stał na Mokotowie by po 19:00 zabrać dzieci na Ursynów (czekające w szkole na płyn Lugola). Innym dziwadłem były spotykane w okresie stanu wojennego Orbisowe Ikarusy turystyczne na linii 495,
Owa linia 192 pod koniec lat 70dziesiatych swoją petle miała na Dw. Południowym w obecnej do dzis zatoce TAXI przy przystanku tramwajowym. I o ile pamietam jezdila Puławska do Romera potem Surowieckiego bo wiaduktów z Puławskiej w Dolinę Służewiecką nie było.
Polecam kawałek Ten Typ Mes- ikarusałka