Były kwiaty, były warzywa, była chyba nawet ciucharnia. I zasadniczo – była budka. Z bardzo długą historią chwilowo zabitą dechami. Mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec pawilonu na rogu KEN i Surowieckiego?
Jeszcze na dobre nie wyrosły bloki, a ona już tu była. W swojej pierwszej formie z dykty towarzyszyła eleganckiemu kioskowi Ruchu. Znajdziemy ją na zdjęciu z 1977 roku. Budka powstaje właśnie na ażurowym szkielecie. Co to będzie – pewnie dziwili się pierwsi mieszkańcy. Szczerze mówiąc – nie pamiętam, co było w tej pierwszej budce. Doskonale za to wiem, co było w drugiej.
Druga budka zastąpiła ją we wczesnych latach osiemdziesiątych. Ta już była porządnie zrobiona. Drewniana. Najpierw w naturalnym kolorze, potem pomalowana na elegancki ciemny brąz. Drewniana forma, a zwłaszcza zapach tego drewna, kojarzyły się z domkami letniskowymi gdzieś w okolicach Wilgi albo Zegrza. Działała w niej kwiaciarnia. Dzień Kobiet, Dzień Matki, zakończenie roku szkolnego. Goździki, róże, czy tulipany? Wiązanka na ślub, a może wieniec na pogrzeb?
W XXI wieku pojawiła się trzecia budka. Zasadniczo była to wciąż ta druga, ale rozbudowana o przedsionek. Kiedy kilkanaście lat temu brałem ślub, kwiaciarkę z budki na rogu poprosiliśmy o udekorowanie kwiatami limuzyny ślubnej, czyli białego dużego fiata. Fiat był z 1983 roku, poprzeżerany na wylot rdzą. Więc w te dziury powsadzano róże i tak Fiat stał się na jeden dzień najpiękniejszym kanciakiem, jakiego widział Ursynów. No, przynajmniej w 2007 roku. Potem interes jakoś się kręcił – raz lepiej, raz gorzej, ale w ostatnich latach już chyba raczej tylko gorzej. Budka starała się gonić za zmianami koniunktury. Może mini ciucharnia? A może warzywniaczek?
Ale jaki warzywniaczek, gdy dokoła silna wieloletnią tradycją konkurencja? Warzywne plany legły więc w kupie niesprzątniętych śmieci za budką. Front zabito dechami. No i tu dochodzimy do pytania, na które nie znam odpowiedzi. Zabito chwilowo czy zabito na śmierć?