Jadę i oczom nie wierzę. Toż to Krzysztof Krawczyk! Jeszcze trochę nieśmiało ukryty za rusztowaniami, ale nie ma wątpliwości. To on. Spogląda na nas ze ściany Czerwoniaka przy Barwnej.
Co ma Krawczyk wspólnego z Ursynowem? I to akurat z tym miejscem? Po pierwsze – tu mieszkał. Nie w Czerwoniaku, tylko po drugiej stronie ulicy. Na Pięciolinii, chyba pod numerem dziesiątym. W Czerwoniaku na pewno robił zakupy w spożywczym na dole, bo innych spożywczych w okolicy wówczas nie było. Po drugie – zmarły dwa lata temu gwiazdor ma na koncie dwa kawałki poświęcone właśnie Ursynowowi. Jeden z nich nawet stał się motywem przewodnim filmu. Brzmi ciekawie?
Tak, tak. Krzysztof Krawczyk, mega gwiazda dansingów ojczystych i polonijnych, absolutny król muzyki weselno-biesiadnej, w swoim arcybogatym dorobku ma też kartę ursynowską. Słowo „karta” jest tu całkiem na miejscu, bo mówimy o wydanym przez Tonpress w niewielkim nakładzie i formacie singlu „Witamy na Ursynowie”.
Płyta pochodzi z 1981 roku i ma sygnaturę S-317 (S-314 to Pink Floyd „Another Brick in the Wall”, S-316 Hanna Banaszak i „Jesienny Pan”). Zawiera dwa utwory. Na pierwszej stronie jest piosenka tytułowa, z refrenem śpiewanym przez harcerski zespół „Gawęda”. Refren:
Ursynów Cię wita chlebem i solą
Mieszkańca, kolegę, sąsiada
To nasze osiedle jasne, wesołe
Dziś Twoim domem jest
brzmi trochę jak część uroczystego apelu z wczesnej podstawówki, ale z muzyką wychodzi dużo lepiej. Przełączmy więc adapter na 45 obrotów i puśćmy wreszcie płytę.
Jeszcze w tym samym roku, 1981, piosenkę wykorzystał reżyser-dokumentalista Józef Gębski w swoim filmie „Skupisko”, pierwszym dokumencie o Ursynowie. Film jest świetny. Dom Spotkań z Historią urządzał kiedyś jego pokaz, w sieci zostało zaproszenie z fragmentem czołówki i piosenką Krawczyka. Swoją drogą – zwróćcie uwagę, czy klęczący obok przystanku człowiek nie zmywa przypadkiem ścierą krwi z chodnika, skoro obok stoi karetka pogotowia?
Wracamy do naszego singla. Na stronie drugiej mamy piosenkę „Znalazłem Cię na Ursynowie”. To już historia miłosna z motywem pogoni, osadzona w realiach lokalnych:
Tyle widzę tu par, tyle widzę tu par
Koncertowa, Wiolinowa, Koński Jar
A ja ciągle wędruję tu sam
Historia to niewiarygodna
Na Wiolinowej cień w oknie
I rozpoznaję właśnie ją
Która zniknęła gdzieś za mgłą
Być może z racji uniwersalnego przekazu piosenkę wybrano na wydany w 2004 roku album przeglądowy „Rysunek na szkle” podsumowujący twórczość Krzysztofa Krawczyka z końca lat siedemdziesiątych. Ursynowskie love story sąsiaduje tam ze słynnym „Parostatkiem”. Wydawca był tak uprzejmy, że utwór udostępnił w YouTube:
Mam nadzieję, że teraz już nikt nie zapyta: „co tu robi Krawczyk”, bo Krawczyk był tu przecież od samego początku. A, jeszcze jedno. Przy okazji Czerwoniak chociaż na jednej ścianie odzyskał barwy, dzięki którym na swoje miano zasłużył, kiedy w sklepie spożywczym na dole zakupy robił sam Krzysztof Krawczyk.
Ja zapytam. Co tu robi piewca muzycznej tandety…? Czemu tworzy się mural dla takiego „piosenkarza” jak Krawczyk, a nie dla artysty typu Zbigniew Wodecki?
A co artysta Zbigniew Wodecki miał wspólnego z Ursynowem? Nic. I do tego był Krakusem. A o gustach się nie dyskutuje. Jedni wolą „Zacznij od Bacha”, „Chałupy” czy „Pszczółkę Maję”, a inni „Znamy się tylko z widzenia”, „Jak minął dzień”, „To, co dał nam świat” czy „Mój przyjacielu”. Pana mejl jest nie na miejscu.
Wodecki Był Krakusem i co z tego??!! Ja jestem od urodzenia Warszawiakiem i szanuję jego twórczość. Nie znoszę natomiast muzycznej tandety Krawczyka. Jeśli gość pochodził z Ursynowa, to co? To znaczy że mamy bezgranicznie szanować jego twórczość, choćby była beznadziejnie słaba? Człowieku zastanów się…