Dziś wieczór z Dziennikiem. Włączamy o 19.30 TVP1 i zamiast Wiadomości mamy ich godnego przodka – Dziennik Telewizyjny. Ekipa przyjechała właśnie na Ursynów badać problemy lokalnego handlu. Jak widać, zaczęli od Megasamu, ale ja zacznę od drobnego wstępu. To w końcu nie Wiadomości, nie walimy od razu cepem, tylko ruszamy z opowieścią.
10 października 1984 roku był ciepłym dniem. Kto się akurat wybrał do Megasamu po zakupy, tego musiało zaskoczyć spore zamieszanie. Przed sklepem stoi błękitny Robur (furgonetka produkcji NRD), przed Roburem kilku panów. Jest kamera, mikrofon – słowem chyba kręcą film! Dokument? Nie, raczej fabułę, bo powstająca właśnie relacja do wieczornego Dziennika Telewizyjnego z życiem wiele wspólnego mieć nie będzie.
Ursynów za PRL-u był pierwszym skojarzeniem ze słowem „osiedle”. Kiedy więc telewizja chciała pokazać problemy mieszkańców osiedli – dawaj, jedziemy na Ursynów. Wsiadali w Robura i walili jak w dym. Czy to kiedy spadły śniegi, aby relacjonować ciężką walkę z zimą, czy to gdy kombinat znów zawalił plan i nie oddał odpowiedniej liczby mieszkań, czy też aby na przykład sprawdzić, jak tam pracują radni. Dziś akurat ekipa DTV zajmuje się tym ostatnim. Jest 10 października 1984 roku, zaczęła się właśnie przedostatnia w PRL kadencja radnych wybranych do Rad Narodowych.
Na ekranie pani spikerka zagaja ciekawie: „Od początku kadencji radni przystąpili do rozwiązywania trudnych problemów mieszkańców miast i wsi.” Rach-ciach, przenosimy się przed Megasam na Ursynowie. Tam pan redaktor i pan radny. Posłuchajmy:
– Jest pan radnym stołecznej rady narodowej, dlaczego wybrał pan to miejsce na naszą rozmowę?
– Panie redaktorze, znajdujemy się przy Megasamie na Ursynowie. Jest to piękny obiekt, ale niestety jedyny na całym ponad 100-tysięcznym mieście. Na Ursynowie Południowym jest tylko sześć sklepów spożywczych. Nie ma żadnego sklepu mięsnego. A ludzie posiadają kartki, które realizują w centrum miasta. Uważam jako radny, że jest to skandal – zagrzmiał radny. Trzeba przyznać, że odważnie broni nielicznego elektoratu. Nielicznego, bo według danych opozycji w Warszawie do wyborów w czerwcu 1984 poszła niewiele ponad połowa uprawnionych, co jak na PRL było wyjątkowo marnym wynikiem. Radny więc się stara i ciągnie dalej: – Nikt nie zwolnił ani zarządu Spółdzielni ani władz dzielnicy Mokotowa od tego, żeby wyznaczyć – choćby tymczasowo – miejsce pod kontenery. Warszawski handel – jestem przekonany – podchwyci tę inicjatywę.
– No z pewnością – przytaknął redaktor.
– …i będzie można handlować w tego typu obiektach – dokończył radny.
Niestety, redaktor i radny wykazali się zbyt daleko idącym optymizmem. Może i warszawski handel podchwyciłby tę inicjatywę, ale co właściwie miał w nowych sklepach sprzedawać, skoro te istniejące i tak świeciły pustkami? To po pierwsze. Po drugie – i tak nie miał tych kontenerów, których domagał się radny. Możemy więc już chyba wyłączyć telewizor. Reportaż z Ursynowa kończy część informacyjną Dziennika. W Sporcie redaktor Szaranowicz poinformuje, że Unia Leszno decyzją Komisji Żużlowej straciła tytuł Mistrza Polski za niesportowe zachowanie, a Kasparow wciąż przegrywa z Karpowem w niekończącym się meczu szachowym. Jeszcze tylko pogoda – jutro 15 do 18 stopni, więc znowu wybierzemy się do Megasamu. Ekipy Dziennika pewnie nie spotkamy, ale może chociaż po tej wizycie telewizji coś rzucą?
A teraz wytęż wzrok i znajdź szczegół różniący dziennik z 1984 roku od dziennika z 2021. Otóż w 1984 było w nim czasem miejsce na krytykę władz. Drodzy widzowie, serdecznie dziękuję za uwagę.
Koło mnie był sklep mięsny na Hirszfelda 1 – do tej pory pamiętam jak mnie sąsiadka przegoniła jak nieśmiało próbowałam – jako matka z dzieckiem – kupić jakieś ochłapy bez kolejki, bo akurat rzucili. Na co dzień sklep świecił pustkami tylko panie sklepowe od zaplecza wynosiły wyładowane siatki.:-))
Redaktorze Macieju Mazur – proszę mi pokazać urywek dziennika (Wiadomości) z czasów gdy rządziło PO-PSL albo SLD, w którym skrytykowano rządzących! Poza tym zawsze można włączyć TVN albo Polsat i tam krytyki rządu (żeby nie nazwać tego genetyczną nienawiścią) jest dostatek, a za PRL nie było takiej możliwości 😉