Gdy nocą z soboty na niedzielę do kolejnych drzwi pukała milicja aby zgarniać działaczy Solidarności, gdy przecinano połączenia telefoniczne a transportery opancerzone grzały silniki, zasadniczo trwało normalne życie. Sobota – imieniny kota. Czas na imprezę. Zapraszam, wpadajcie. 12 grudnia 1981.
Wieczór, śnieg, mróz. Pustawy Ikarus linii 192 w kilka minut podwozi z przystanku na Romera na róg Alei Lotników. W torbie wesoło brzęczy flaszka. Krótki spacer zasypanym chodnikiem i już, otrzepując buty, można się zameldować w mieszkaniu w bloku przy Modzelewskiego. Historię tej imprezy opowiedział mi nieżyjący już Rafał Włoczewski, późniejszy muzyk zespołu T. Love i operator w TVN24.
Impreza była huczna, pękały flaszki, zabawa trwała do bardzo późnej nocy. Albo raczej do bardzo wczesnego ranka. Teraz trzeba jakoś wrócić do domu. Na ulicy pusto, ciemno i zimno. Mróz działa trzeźwiąco. Może Puławską będzie akurat leciał nocny 604? A może uda się złapać taksówkę – czasami tam stoją. Ale nie tej nocy. Ani taksówki, ani autobusu. Co robić, trzeba iść. Z buta w pół godziny uda się wrócić do domu na Sosnowskiego. Rafał ruszył szybkim krokiem przez zaspy. Przebrnął przez plac budowy wiaduktu obok pętli tramwajowej. Już był na wysokości bramy Wyścigów, gdy nagle usłyszał potężny ryk.
– Od strony Piaseczna wzbijał się tuman śniegu – opowiadał. Ryk rósł. Tuman również. Przystanąłem pod murem. Patrzę i oczom nie wierzę! Od Piaseczna, ulicą w stronę Mokotowa posuwa się kolumna wozów pancernych! Stałem jak wryty. Potężne SKOT-y przejechały obok, obsypując wszystko śniegiem i pozostawiając chmurę spalin. O co chodzi? Co to za ćwiczenia? Kiedy przejechali, nieco szybciej ruszyłem do domu. Do mieszkania wpadłem przed świtem, zziajany i mokry. Kiedy obudziłem się późnym rankiem, w telewizji występował już generał – tak kończy się ta historia ostatniej nocy karnawału 1980/81.
Czas na wielki post. I to jeszcze przed Świętami. Jak teraz do nich się przygotować? Dzieci wysyłamy do przedszkola. One niewiele rozumieją i po latach niewiele będą pamiętać. – Od samego rana panował miły, wesoły i choinkowy nastrój – opisuje Choinkę ’81 Kronika przedszkola nr 283 na Puszczyka. – Pani Lucynka bardzo dba o wygląd swych milusińskich – czytamy. Po zajęciach pani Lucynka pójdzie pewnie polować na choinkę. Podobno na rogu Alei KEN i Bartoka pojawił się na chwilę chłop z przyczepą pełną drzewek. Ludzie rzucili się po badyle, nikt nie przebierał ani nie grymasił. Złamany czubek? Co tam. Powiesi się gwiazdę, nie będzie widać. Łokcie poszły w ruch, nie minęło piętnaście minut i chłopska fura była pusta. No cóż. Trzeba sobie jakoś radzić. Rodzice przetrwali wojnę z Niemcami, my przetrwamy z Jaruzelskim. – Nie zdążyła pani sąsiadka kupić drzewka, bo w walce o tych kilka drapaków więksi łokciami odpychali? Nic nie szkodzi – pocieszał w przeddzień Wigilii moją mamę sąsiad z bloku. – Biorę sanki i jedziemy ze szwagrem na plantację w Pyrach. Mamy znajomego badylarza. Sprzeda nam, to i sąsiadce przywieziemy – zapewniał, chowając w kożuch kartkową małpkę na drogę. I rzeczywiście – przywiózł.
Wieczorem „Dziennik Telewizyjny”. Zaangażowani demonstracyjnie wychodzą na spacer, milcząca większość włącza TVP. W niedzielę, 20 grudnia, mogą obejrzeć migawkę z Ursynowa. Osiedle tonie w śniegu, więc wojsko i takie przyziemne kwestie musi wziąć we własne ręce.
Trzeba pokazać społeczeństwu, że jest porządek, a tu porządku niestety nie ma. Jest śnieg. Na osiedlu zjawia się więc major w towarzystwie dzielnicowego i łaja biednego prezesa Spółdzielni Ursynów.
Opisany fragment relacji Dziennika Telewizyjnego zaczyna się w 12. minucie materiału z TVP Historia udostępnionego (nie przez nas) na YouTube:
A co jutro? Jutro to samo, co zawsze. Śnieg skrzypi, mróz trzaska, dzieci się nudzą. Idziemy na sanki. Życie toczy się dalej. W grudniu 1981 miałem cztery lata, wyjście na sanki było moim głównym zmartwieniem. I nawet nie pamiętam, czy tamtego poranka brakowało mi Teleranka.
Więcej takich opowieści z dziejów Ursynowa i jego mieszkańców znajdziecie w mojej książce „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”. W sklepie wydawnictwa możecie ją kupić z dedykacją i autografem autora. Pod choinkę jak znalazł.
Przejdź do sklepu
Mieszkałam wtedy na Modzelewskiego 23 w ósmej klatce.