Ogórek nie jajko i łatwo nie pęka, ale ten Jelcz naprawdę miał już dość. Kiedy kierowca zakładał tablicę „104 WOLICA”, wóz ciężko wzdychał sprężarką, bo wiedział, co go czeka.
Wyjazd z Dworca Południowego, sympatyczny zjazd Aleją Wilanowską, potem w prawo i pod górkę koło Dominikanów. Mostek nad Smródką i ruszamy Nowoursynowską. Ta tak mniej-więcej do Akademii Rolniczej jeszcze była normalną asfaltową ulicą miejską, ale za jej murem zaczynała się wieś.
Asfalt zmieniał się w kocie łby. Klasyczne wiejskie kocie łby. I chociaż nazwy przecznic brzmiały apetycznie: Nugat, Cynamonowa, Kokosowa, to w brzuchu pojazdu wszystko się trzęsło, zawieszenie wydawało niepokojące odgłosy a opony co i rusz trafiały na gwoździe z końskich podków. Trasa kończyła się pętlą za ulicą Imbirową. Też oczywiście z kocich łbów. Chwila postoju w ciszy wiejskiego południa i znów telepanie się do miasta. Jak długo tak można?
Można tak długo, a nawet bardzo długo. Linia autobusowa 104 była pierwszą oznaką cywilizacji miejskiej, która dotarła na Ursynów już jesienią 1948 roku. Wówczas jeździła z Górnego Mokotowa do wsi Wolica, która dopiero trzy lata później znalazła się w granicach Warszawy. Trasa z grubsza nie zmieniała się przez następne trzydzieści lat. Kiedy na tutejszych polach wyrosły bloki, skrócono ją do Dworca Południowego. Ogórki, Jelcze i krótkie Ikarusy tłukły się po kocich łbach, które (mimo otwartego obok szerokiego frontu robót budowlanych) nadal tworzyły nawierzchnię ulicy Nowoursynowskiej. Dopiero w 1990 roku – jak podaje strona trasbus.com „z powodu katastrofalnego stanu nawierzchni” autobusy wycofano z kocich łbów i skierowano ulicą Rosoła do pętli przy nowo budowanym osiedlu Kabaty.
I to już był niestety ostatni rozdział długiej historii pierwszego ursynowskiego autobusu. Po 45 latach służby, linię 104 zlikwidowano. Na Nowoursynowskiej, między wylotem Płaskowickiej i Imbirową, koło warsztatu samochodowego wprawne oko do dziś wypatrzy ślady po pętli autobusowej – zatoczkę z wystających spod piachu kocich łbów.
A swoją drogą – kocie łby nadal mają się świetnie, przeszły nawet remont i dziś są miejscową atrakcją. Znajdziecie je oczywiście na Nowoursynowskiej, od Płaskowickiej aż po Belgradzką. Spróbujcie przejechać po nich rowerem i wtedy zrozumiecie tego biednego poobijanego ogórka.
Tekst jest fragmentem książki „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”. W niej oczywiście dużo więcej historii z lokalnego podwórka. Książka do kupienia w sklepie wydawcy z dwoma prezentami: podpisem autora oraz albumem „Witajcie na Ursynowie”.
Przejdź do sklepu
Zdjęcie tytułowe: Przemysław Figura, dawny serwis www.przegubowiec.com
[…] Było to oczywiście w czasach, gdy Ursynów porastały sady i pola kapusty a Nowoursynowska była tu jedyną w miarę cywilizowaną ulicą, którą podążał autobus linii 104. […]