Gdyby ten pomysł zrealizowano, Leclerc na pewno byłby gdzie indziej. I Auchan pewnie też. Pod koniec PRL-u, gdy w sklepach bida z nędzą, planowano postawienie dwóch wielkich hipermarketów z galeriami handlowymi. Roboczo nazwano je „dziesięciotysięcznikami”, to od powierzchni. 10 tysięcy metrów kwadratowych zastawionych pustymi półkami.
Makietę dziesięciotysięcznika wystawiono w „Megasamie”. Mnóstwo ludzi ją oglądało żywo dyskutując nad celem stawiania takiego giganta handlowego w środku osiedla. Zasadniczo towaru w epoce premierów Messnera i Rakowskiego było tyle, że ledwie starczało na wypełnienie części Megasamu. Puste miejsca zastawiano finezyjnymi piramidami – na przykład z puszek zielonego groszku, bo akurat groszek dowieziono. A tu taki pomysł.
Dziesięciotysięczniki, czyli takie dwie połączone hale z grubsza wielkości dzisiejszego Leclerka miały stanąć przy Płaskowickiej oraz obok budowanej stacji metra Ursynów, po stronie osiedla Stokłosy. Po co? No właśnie. Rzućcie okiem na artykuły z ówczesnej prasy.
Szczodry prezent z ministerstwa odrzucono. W miejscu planowanych hal urządził się mały bazarek a po dziesięciu latach wybudowano tam bloki przy Alei KEN 94-98. Co ciekawe, odrzucony prezent z pocałowaniem ręki wzięły władze Woli i Ochoty, dziwiąc się kolegom z Mokotowa, że nie chcieli tak świetnych obiektów.
To jednak my mieliśmy rację. Żaden dziesięciotysięcznik nigdy nie powstał. Dogorywająca gospodarka socjalistyczna nie była w stanie wyprodukować towarów dla sklepów – skąd więc miała niby wziąć siły na same sklepy?
Great content! Super high-quality! Keep it up! 🙂