– Jedziemy do Bułgarii – oznajmił ojciec. – Załatwiłem skierowanie do ośrodka w Złotych Piaskach. – Złote Piaski… – pomyślał jedenastoletni brzdąc. – Złote Piaski! Nazwa jak z bajki, morze cieplejsze niż Bałtyk i jeszcze pierwszy w życiu wyjazd za granicę! – No ale najpierw musimy jeszcze załatwić ci paszport – zauważył ojciec. – Ja mam na Kraje Socjalistyczne, mama na Wszystkie Kraje Świata, tobie też może się uda taki zorganizować. Zrób sobie zdjęcie w Foto-Metro i w poniedziałek pojedziemy.
Dokąd pojechali? Na Lasek Brzozowy, gdzie pod numerem pierwszym, na parterze bloku, od połowy 1986 roku działało ursynowskie biuro paszportowe. To już był kwiecień 1989. W środku spora kolejka, bo wiadomo – wakacje za pasem, trzeba wcześniej wszystko załatwić.
Czekających łatwo było podzielić na trochę zagubionych turystów wyjeżdżających latem do Bułgarii albo Jugosławii i doskonale poruszających się w gąszczu przepisów turystów handlowych, którzy potrzebowali szybkiego odnowienia paszportu na Wszystkie Kraje Świata, bo im się właśnie kroił intratny wyjazd do Wiednia lub Berlina Zachodniego. Znajomy Turek dał cynk, że ma świetną partię dżinsów na sprzedaż. Jak oryginały.
Turyści handlowi świetnie znali urzędowe procedury i wiedzieli, że nic tak nie przyspiesza wydania paszportu jak znajomy naczelnik, puszka Nescafe z poprzedniego wyjazdu do Wiednia wręczona urzędniczce, tudzież bombonierka przekazana w ramach wdzięczności awansem, przed załatwieniem sprawy. – I nikt się nie krępował? – zapyta dzisiejsza młodzież. Nie, bo o ile wnioski wydawano w okienku na sali obsługi, o tyle już wszelkie pozostałe formalności dokonywane były w zaciszu pokojów. Otwarte przestrzenie Wydziałów Obsługi Mieszkańca wprowadził dopiero prezydent Warszawy Lech Kaczyński. Ale wtedy już biuro paszportowe na Lasku Brzozowym zamykano. Przetrwało do 2006 roku. Wyprowadzający się urzędnicy chyba obłożyli lokal jakąś zagraniczną klątwą, którą z Karaibów przywiózł posiadacz paszportu WKŚ. Miejsce po urzędzie latami stało puste.
No a wracając do jedenastolatka jadącego do Bułgarii. To byłem ja. Nawet długo nie musieliśmy czekać i wreszcie nadszedł ten dzień. Na granatowym tle dumnie prężył się złoty orzeł. Trochę dumy może ujmował mu brak korony, ale nadrabiał miną. Miną ozdoby wyjątkowo pożądanego dokumentu, na którego okładce złote litery głosiły: „PASZPORT. Polska Rzeczpospolita Ludowa”. Z paszportem w ręku można już załatwić dalsze sprawy. Na początek bilet. Lotniczy? A skąd, kolejowy! Pociąg pospieszny „Warna” dojeżdżał na wybrzeże Morza Czarnego w trzy dni. No i sami powiedzcie: zapomnielibyście kiedykolwiek takie wakacje? Ja pamiętam do dziś, chociaż miałem raptem dwa lata więcej niż na zdjęciu poniżej.
Gdyby ktoś się zastanawiał, skąd pochodzi zdjęcie tytułowe z dżentelmenem spoglądającym na zegarek pod drogowskazem, to już wyjaśniam. To kadr z filmu „Pan Kleks w Kosmosie”. Na zegarek patrzy Emilian Kamiński, więcej ursynowskich planów z tego filmu znajdziecie w dziale ZDJĘCIA-1988.
Opowieść o Biurze Paszportowym na Lasku Brzozowym jest fragmentem książki „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”. Gdybyście mieli ochotę na więcej, to polecam ją serdecznie. Mój podwórkowy wydawca sprzedaje ją w komplecie z albumem „Witajcie na Ursynowie” a ja dorzucam autograf. Do sklepu wchodzimy przyciskiem poniżej.
Przejdź do sklepu