Ile to już lat? Będzie chyba ponad dziesięć, odkąd zamknęła się restauracja Va Bene w pawilonie przy Jastrzębowskiego i trochę tylko mniej, odkąd jej pawilon zburzono. Coś się jednak zmienia, na zarośniętej działce po restauracji ma powstać nowy bloczek – a swoją drogą, to historia tej działki jest długa i kręta, niczym tagliatelle. I wcale nie wiem, czy al dente.
Początek 2010 roku, zimowa noc. Neon włoskiej restauracji Va Bene wciąż zaprasza swoim blaskiem, aczkolwiek kilka ciemnych liter symbolicznie zwiastuje już mroczne czasy. Klienci dojadają ostatnie makarony – o ile pamiętam, kosztowały wówczas 15 lub 18 złotych. Smaczne? Poprawne, ale znacznie bardziej łakomym kąskiem jest siedziba restauracji. Pojawił się inwestor, który na tej działce chce zbudować biurowiec. Odstawiamy więc kluski, wygaszamy piec do wypalania pizzy. Ostatnia impreza firmowa i kończymy.
Trzy lata później pawilon jest już obrazem nędzy i rozpaczy. Wybite szyby, prowizorycznie zabezpieczone wejście. Ze ścian powoli zaczyna odchodzić biała farba i nagle okazuje się, że spod jej warstw wyłazi historia. Żółta w dodatku. Bo ten pawilon kiedyś, dawno temu, był żółty. I służył rzemiosłu.
Co tam było napisane na ścianie? To bogata oferta handlowa: pamiątki, meble, artykuły gospodarstwa domowego. Pamiątki z Ursynowa? Małe, plastikowe bloczki? Nie, nie. Tu sprzedawano pamiątki uniwersalne – suweniry na każdą okazję produkowane przez rzemieślników. Bo to był Rzemieślniczy Dom Towarowy, gdzie można było kupić dzieła polskich mistrzów wytwarzających modne pod koniec lat osiemdziesiątych skórzane zegary, dworkowe meble, pozłacane żyrandole w formie udawanych świeczników. Artykuły piśmiennicze, zabawki, paski, spinki, gumki, frotki, paski klinowe do dużego Fiata. Rodzice kupili mi tam nawet pierwszą deskorolkę. Taką klasyczną – z pomarańczowego plastiku.
Rzemieślniczy Dom Towarowy otwarto w grudniu 1987 roku. „Życie Warszawy” narzekało, że pawilon jest brzydkim, typowym blaszakiem a w dodatku stoi tyłem do ulicy. No tyłem, bo tak miał stać. Zgodnie z projektami z połowy lat siedemdziesiątych, miał zamykać od południa podstawowy ciąg usługowy, czyli handlowe centrum osiedla. Front miał wychodzić na stację metra, ale jej otwarcia RDT już nie doczekał.
W czerwcu 1988 roku stacja Stokłosy znalazła się już w prasowej reklamie domu towarowego, ale w tym czasie rzemieślnicy czuli już na plecach oddech konkurencji przywożonej z Zachodu przez przedsiębiorczych rodaków. Tureckie swetry, chińskie kredki, tajwańskie zegarki – nasz poczciwy zegar z kukułką nie miał z nimi szans. Dni RDT były policzone.
Po upadku rzemiosła we wczesnych latach dziewięćdziesiątych pawilon zagospodarował sklep wielobranżowy, a później – wielki świat motoryzacji. Elegancki salon Fiata. W blaszanych ścianach wyrżnięto wielkie witryny, przez które każdy mógł podziwiać nowe Cinquecento Sporting, a może nawet Seicento? To był Autorex – król motoryzacji.
Po kolejnych kilku latach Fiaty odjechały, ale włoski duch pozostał. Pawilon zagospodarowała restauracja Va Bene. Festiwal makaronów, wino, pizza. Imprezy firmowe i komunijne. W początkach dwudziestego pierwszego wieku był to całkiem poprawny lokal. Bez szaleństw, ale też jednak knajpka miała nieco większe aspiracje niż osiedlowe pizzerie.
No i co, Va Bene? No. No va bene. Ciąg dalszy znamy. Wszystko zostanie zamknięte, zburzone i przez długie lata będą tu rosły krzaki. Ciekawe, czy wreszcie los może się odmienić?
Jeżeli uważacie, że ta historyczna potrawa jest smaczna, to polecam całe menu w mojej książce „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”. Warto się spieszyć, bo zostało dosłownie kilkadziesiąt sztuk. Do każdego egzemplarza kupionego w sklepie osiedlowego wydawcy dorzucamy w prezencie album „Witajcie na Ursynowie” z 2012 roku, autograf i dedykację wedle życzenia.
Przejdź do sklepuZdjęcie tytułowe pochodzi z 2010 roku, autor: Adam Myśliński.
Kurza morda… pamiętam jak tam miałem pierwszą komunię…