To tylko kupa gruzu. Nie chciało się posprzątać, to zostawili śmietnik i wbili tabliczkę, że to pomnik. Skandal, instalacja rodem z mema, monument absurdu – tak z grubsza brzmi większość komentarzy dotyczących Lapidarium pod Kazurką. A gdyby tak zgłębić temat?
Te sterty połamanych płyt, porzucone elementy budowlane, kupy kamieni towarzyszą nam na Ursynowie od zawsze. Zdjęcie tytułowe zrobił w 1977 roku Włodzimierz Witaszewski, jeden z projektantów Ursynowa Północnego. To przysypane śniegiem pole z porzuconymi schodami rozciąga się między Wiolinową i Wokalną, czyli w miejscu dzisiejszej Alei KEN.
O, płyty też są. Całkiem sporo. Przypominają nową instalację artystyczną pod Kazurką – tyle, że tu są w stanie naturalnym. Przez całe lata osiemdziesiąte i sporą część dziewięćdziesiątych takie widoki można było spotkać na co drugim ursynowskim podwórku. Okropne, prawda? Nogę można było skręcić, rękę złamać – zwłaszcza, że takie płytowe zwałowiska były doskonałymi miejscami dziecięcych zabaw, zamieniając się w tajne bazy, niezdobyte zamki, góry i schrony. Mówcie co chcecie, ale jest to element ursynowskiego dziedzictwa. Okropny? No cóż. Taki urok blokowiska, na którym wielu z nas dorastało. Fisz na przykład. Tak, ten Fisz. Artysta. Poniżej uchwycony w kadrze filmu „Blokersi” Sylwestra Latkowskiego z 2001 roku.
Wiecie, gdzie to jest? Pod Kazurką. Przez długie lata funkcjonowała tam baza budowlana, a wokół niej – no cóż. Rosło lapidarium. Stawiam, że dzisiejsze kontrowersyjne płyty artystyczne pochodzą właśnie z tych pokładów betonu pozostawionych przez budowniczych Natolina. A Kabaty? Proszę bardzo.
1995 rok, ulica Wąwozowa. Trwa budowa pierwszych kapitalistycznych osiedli w najnowszej części Ursynowa. Płyty wciąż jednak nam towarzyszą. Aż pies się zdziwił. Skąd to się wzięło? No cóż. Tradycja budowlanego bałaganu wiecznie żywa. Większość podobnych miejsc już oczywiście posprzątano, wywieziono, jest elegancko, równo i zielono. Czemu więc ostatnia sterta zostawiona ku pamięci potomnych tak kole w oczy? Nie pasuje do nowego parku? No właśnie pasuje. Jest może trochę wstydliwym, może nieco absurdalnym, ale jednak – jest upamiętnieniem najnowszych dziejów Ursynowa. Zostawcie Lapidarium.
Ja też mam wielki sentyment do tych stosów płyt betonowych, hałd gruzu i ziemi, bo były miejscami najfajniejszych zabaw Ursynowa lat 80. i wczesnych 90. Pomysł betonowego „lapidarium” nie jest zły, ale wymaga lepszego wykonania. Stos betonowych płyt, estetycznie ogrodzony, w towarzystwie tablicy nie tylko z tekstem, ale też zdjęciami – choćby takimi jak w tym wpisie na ursynow.org.pl – miał by szansę na lepszy odbiór, niż kupa gruzu. Można by w ogóle zrobić plenerową wystawę ze skarbami młodości Ursynowa – metalowym domkiem z placu zabaw, literą z witacza z wjazdu do dzielnicy itp.
Płyty – to ursynowskie dziedzictwo. Były wszędzie i – tak jak piszesz – toczyło się na nich życie. Właściwie w pionierskich czasach chodziło się albo „na płyty” albo „na doły” – innego wyboru nie było (no, jeszcze Las Kabacki). Mam też do dziś pod kolanem czterdziestoletnią już bliznę (trzy szwy!) zaliczoną na kawałku pręta zbrojeniowego wystającego z takiej płyty.
Ale to nowe „lapidarium” to badziew, lipa. Oglądałem je i to nie są wielkie płyty czy inne kawałki domów, tylko zwykłe „płyty monowskie” – prefabrykaty do budowy tymczasowych dróg (technologia wojskowa, tzw. droga czołgowa). Więc – choć na Ursynowie bywały i one, wolałbym lapidarium z prawdziwych kawałków wielkiej płyty – takich jak na tych starych zdjęciach jakie tu zamieściłeś. Schody też mogą być 😉