Zgrupowanie akcji „Telefon” wsparte przez kompanię ZOMO, melduje wykonanie zadania. Podłączono 10 tysięcy numerów do nowej centrali telefonicznej. Zaczyna się epoka prefiksów 641 i 643. Zomowcy i wojsko tak się uwijali, że powstaje pytanie, czy te rozmowy z nowych numerów nie będą przypadkiem kontrolowane?
Październik 1988 roku wyznacza początek nowej ery telekomunikacji. Już nie kilkuset szczęśliwców z koneksjami u góry, tylko dziesiątki tysięcy prywatnych abonentów wreszcie będzie mogło sobie gdzieś zadzwonić. „Sztandar Młodych” nie kryje, że w ramach podziękowań warto wykręcić numer 997, bo to dwustu zomowców wspartych przez stu żołnierzy sprawiło ten telefoniczny cud.
Cud, bo przez jedenaście lat (od zasiedlenia pierwszych bloków) nie udało się rozwiązać problemu łączności ze światem. Mokotowskie numery zaczynające się na 47 miało może kilkaset osób, kilka sklepów i milicja. Linie zbiegały się w tymczasowej centrali umieszczonej w kontenerze na Końskim Jarze. Docelowa centrala była oczywiście w planach. Przy pętli autobusowej Ursynów Południowy. Dzielnie ją budowano z mocno zmiennym szczęściem. Na zdjęciu z 1986 roku jest już wymurowana. To spory sukces.
Kolejne dwa lata zajęło wyposażanie jej w system Pentaconta, czyli urządzenia robiące try-ty-ty-ty-ty-ty i łączące abonentów. Pentaconta potrzebowała niejednego kąta, stąd też dość spory rozmiar centrali. Dwa i pół tysiąca metrów kwadratowych. W epoce miniaturyzacji nie bardzo wiadomo, co z tą przestrzenią zrobić, centrala kilka lat temu trafiła więc na sprzedaż. Nie wiem niestety, czy transakcję sfinalizowano.
Pamiętam natomiast tę ogromną radość, gdy kolejni koledzy z podstawówki z dumą ogłaszali, że już mają telefon i dzielili się numerami. 641 lub 643 oczywiście. ZOMO – jak wiemy – nie próżnowało i podłączało te kabelki bez opamiętania. Czytając ten tekst na smartfonie w metrze można docenić gigantyczny postęp, jaki się dokonał przez te trzydzieści lat. Kolejki do budki telefonicznej – jak ta na Szolc-Rogozińskiego sfotografowana wyżej – wydają się czymś kompletnie niedorzecznym. Pomyłka, po prostu jakaś pomyłka. Proszę się rozłączyć.
Zdjęcie tytułowe zrobił Robert Danieluk w 1998 roku. Za centralą mamy jednopasmową Aleję KEN i Leclerca w pierwotnej postaci.
Try-ty-ty to robił raczej biegowy system Strawgera, przekaźnikowa Pentaconta to raczej klap-klap-klap 🙂
Telefony na Ursynowie rozpowszechniły się dopiero w latach 90. Wtedy też nawet „wybrańcom” zmieniono 6-cyfrowe numery na 7-cyfrowe, zaczynające się na cyfrę 6. Pamiętam, że czytając w podstawówce przygody Marka Piegusa (książka z czasów moich rodziców), zazdrościłem tym chłopakom, że posługują się telefonami, dzwonią do siebie, każdy ma w domu. Ja z kolegami nie miałem możliwości porozmawiać przez telefon aż do mniej więcej 5 klasy podstawówki.