Wraz z rozkręcaniem się kampanii wyborczej rząd docenił zalety wielkiej płyty ogłaszając swój wielki program Przyjazne Osiedle. Bardzo dobry pomysł, można powiedzieć: powrót do korzeni. Bo u nas przyjazne osiedle miało być już w 1977.
Zdjęcie tytułowe to Wiolinowa, a konkretnie: Wiolinowa 1. Zapewne wczesna wiosna 1976 roku. Część bloków jest już zmontowana, dalej rozciąga się nam piękne pole aż po Las Kabacki. Pole do popisu dla nowej technologii prosto z fabryki. Fabryki domów oczywiście.
Fabrykę na niedalekich Wyczółkach postawiono w 1971 roku. Myśl techniczna procesu odlewania wielkich płyt pochodziła ze Związku Radzieckiego, ale myśl przewodnia już nie – koncepcja prefabrykacji maszyn do mieszkania ma swoje korzenie w zachodnim modernizmie. Zajrzyjmy do prasy z epoki.
Minister się nie pomylił. Nowy etap rozpoczęty w fabryce przy ulicy Łączyny zmaterializował się na Stegnach, gdzie – o ile wiedza z internetu jest fachowa – w lipcu 1972 roku oddano pierwszy wielkopłytowy blok w nowej technologii.
Na Stegnach wielkie żurawie w pocie smaru wznosiły kolejne wielkopłytowe bloki, a w pracowniach architektonicznych dojrzewała już kolejna wielka myśl. Budowy największego osiedla z płyt, czyli Ursynowa. Na początek Północnego, ale plan sięgał aż po Las Kabacki. W przeciwieństwie do Stegien, gdzie bloki stoją w równych rzędach i nie wychodzą poza formę regularnego prostopadłościanu, tu wszystko miało być inaczej.
Miało być – jak to 50 lat później ujmie polski premier – przyjazne osiedle. Sięgając po kolejne przyszłościowe określenie: „pięciominutowe miasto”, gdzie wszystko, co potrzebne, znajduje się w zasięgu krótkiego spaceru. Sklep, plac zabaw, skwer, przychodnia, szkoła i stacja metra sprawnie dowożącego do centrum. Nowatorskie podejście nie ominęło też samych wielkopłytowych bloków. Czy trzeba je budować pod sznurek i linijkę? W równych rzędach? Nie, nie trzeba. Więc bloki połamano. Wprowadzono różne wysokości klatek w jednym budynku. Okazało się, że pierzeje z tych betonowych klocków można też powyginać i poskręcać. Ale to jeszcze nic, bo rewolucja miała nadejść w środku.
Zasadniczo projektanci kreślący Ursynów mieli do dyspozycji dwa zamknięte zestawy tych klocków. System „szczeciński”, czyli płyty z kamyczkami na elewacjach (osiedle Jary) i system „WK-70” zastosowany w większości osiedla Stokłosy. To spore uproszczenie, proszę ekspertów i inżynierów budownictwa o wybaczenie. Architekci zaproponowali jednak coś nowego – system otwarty, w którym mieszkańcy mogliby dowolnie ustawiać sobie ścianki działowe, łączyć sąsiednie mieszkania tak w poziomie, jak i w pionie. Propozycje opublikowano w branżowej prasie. Z dzisiejszego punktu widzenia są bardzo ciekawe, ale niestety wtedy trafiły na mur. Z prefabrykatów. Wykonawcy uznali, że fanaberie w zakresie łamania bryły bloków to szczyt możliwości i system otwarty pozostał tylko na papierze.
Na papierze pozostało też wtedy nasze przyjazne osiedle. Z pięciominutowego miasta zrobiło się raczej pięćdziesięciominutowe, gdy wraz z przybyciem pierwszych mieszkańców wyszło na jaw, że do przychodni, szkoły czy większego sklepu trzeba autobusem pchać się do miasta, bo samo metro pozostało w dalekosiężnych planach. Jedno natomiast na pewno się udało. Udało się stworzyć całkiem dobrze zaprojektowany układ wielkopłytowych bloków. Kiedy po latach utonęły w zieleni okazało się, że są doskonałym miejscem do mieszkania – nawet jeżeli fantazję ogranicza nieco technologia prefabrykatów.
Także w sumie to przyjazne osiedle jednak jest i sam teraz nie wiem, czy w ramach ambitnych rządowych zapowiedzi (nie mówiąc oczywiście o szansach spełnienia wyborczych obietnic) coś należałoby tu zmienić, coś poprawić? A może w ogóle powinno się pomyśleć o powrocie do prefabrykacji, skoro wielka płyta – mimo różnych kasandrycznych przepowiedni sprzed lat – nadal prosto stoi i trwałością wydaje się znacznie wyprzedzać konstrukcje z lat ’90? Hasło „Fabryka Domów” brzmi dziś znów bardzo nowocześnie, prawda?
Oddać też należy sprawiedliwość tamtym czasom, że bloki może były i słabo wykonane, a infrastruktury brakowało, ale w ilości oddanych mieszkań do użytku przełom lat 70. i 80. jest wciąż nie do przeskoczenia. Także ta prefabrykacja i modułowość może wcale nie być złym pomysłem, szczególnie że jest to technologia najmniej pracochłonna. A obecnym problemem budownictwa są pracownicy.