Równy rządek pustych aluminiowych puszek zdobił szczyt regału. DAB, Bavaria, Heineken, Fanta, Pepsi Cola a nawet woda Perrier. Co jakiś czas należało je odkurzyć. W szufladzie leżały z kolei opakowania po papierosach. Marlboro, Pall Malle, Kenty, czarne JSP i długa paczka po St.Moritzach. Mój prywatny Pewex. Też taki miałeś. O ile na karku masz dziś czterdziestkę lub trochę więcej.
W zasadzie było to nawet trochę zabawne. Nie możesz wyjechać na mityczny Zachód, ale doskonale go znasz. Z filmów na wideo, z opowiadań wujka, z puszek coli przywiezionej z Francji i ze „zrzutów”, czyli paczek przysyłanych przez dalekich krewnych lub organizacje dobroczynne. A jeżeli akurat nie miałeś szczęścia i nie załapałeś się na paczki albo wujek nie pojechał na saksy i nic nie przywiózł, to zawsze pozostawała krótka wycieczka do Peweksu. Na półkach towaru w bród: wymarzony komputer Atari, telewizor Sony, lalki Barbie, Matchboksy, Wranglery, Levisy, Snickersy, Toblerone a nawet polska szynka konserwowa dostępna oczywiście tylko za zakonserwowane dolary. Jak wszystko w tym przedsiębiorstwie sprytnie dojącym naród z tak pożądanych przez władzę dewiz.
W sklepie przez chwilę można się było poczuć jak na Zachodzie. Prawie. Bo o ile w asortymencie był to Berlin Zachodni, to już w kwestii obsługi – zdecydowanie Berlin Wschodni. No ale cóż. Wiadomo: klient płaci i wymaga, a jeżeli nie płaci, dolarów nie ma i tylko się gapi, to i wymagać zbyt wiele nie może.
Na Ursynowie Pewex swoje sklepy miał na Belgradzkiej 18, 52 i w Megasamie. Działająca na tej samej dewizowej zasadzie Baltona otworzyła się na Szolc-Rogozińskiego i w pawilonie przy Pasażu Imielińskim 11, gdzie zastąpiła przychodnię. Nic dziwnego. Pod koniec epoki Jaruzelskiego zastrzyk dewizowej gotówki do budżetu państwa był znacznie ważniejszy niż zastrzyk penicyliny dla pacjenta złotówkowego.
Sklepy działały mniej-więcej do połowy lat dziewięćdziesiątych. Po wprowadzeniu w 1990 roku możliwości płacenia złotówkami przeżyły swoją krótką złotą erę, kiedy naród się rzucił po zakupy. Cola i Levisy nie robiły już takiego wrażenia, bo były dostępne na każdym bazarze, ale po wieżę stereo, magnetowid VHS i telewizor Sony Trinitron z prawie płaskim ekranem trzeba się było wybrać albo do Berlina Zachodniego, albo do Peweksu. A kiedy już prawie każdy miał w domu wideo i magnetofon stereofoniczny okazało się, że chętnych na peweksowską drożyznę zaczyna brakować. Sklepy podupadły a w końcu zupełnie padły. Epilog ursynowskiej działalności był dosyć symboliczny. W miejscu Peweksu przy Belgradzkiej 18 otworzyła się wypożyczalnia kaset video o nazwie „Beverly Hills”. To dopiero lepszy świat, ale o nim już pisałem tutaj.
Tekst jest fragmentem książki „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”. W przeciwieństwie do towarów z Peweksu, aby ją kupić nie potrzebujecie dewiz ani bonów. Dostępna jest w sklepiku osiedlowego wydawcy. W prezencie dorzucam autograf i album „Witajcie na Ursynowie”.
Przejdź do sklepu