Najpierw zobaczyłem Iron Maiden. Dawno namalowany, ale wciąż widniał na murku na niewielkim wzniesieniu. – Run to the Hills – pomyślałem. Poszedłem, zajrzałem za drugi murek i uśmiechnąłem się do siebie. Bo tam, gdzie od dawna nikt nie zaglądał, czekał na mnie The Cure!
Na Szolc-Rogozińskiego, przy ostatnim z punktowców Manhattanu, mamy taki mały skwerek otoczony murkiem. W zamyśle projektantów było to zapewne miejsce lokalnych spotkań sąsiedzkich i – jak dowodzi historia podobnych murków na całym Ursynowie – kiedyś w tej roli ów skwerek się sprawdzał. Z biegiem lat podupadł, zarósł, beton zmurszał. Ale właśnie tu znajdziecie piękne świadectwo muzycznych fascynacji przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.
Hołd złożony zespołowi The Cure mamy na zdjęciu tytułowym. Namalowany na tylnej części bocznego muru wciąż głosi chwałę mrocznych dźwięków i może właśnie dzięki temu, że nie rzucał się zbytnio w oczy, nie uległ z czasem – jak by to ujął Robert Smith – Disintegration.
Założę się, że ta sama ręka fana bezkompromisowego rocka namalowała tą samą białą farbą na sąsiednim murku napis ku czci Iron Maiden. Ten już nieco wyblakł, ale wciąż jest. Dinozaur osiedlowego rocka.
Co może ciekawe, w bloku obok kręcono teledysk do „Fabryki Małp” Lady Panku. Taka muzyczna okolica. A, no i jeszcze przecież Fisz oraz Inespe. Też mieszkali obok, więc to już prawdziwy kulturowy Manhattan Transfer. Dowód w załączeniu.
W okolicy znajdziemy jeszcze dwa relikty młodzieżowych fascynacji lat dziewięćdziesiątych. Tym razem już nie muzycznych, lecz sportowych. To dwa kosze do koszykówki wyrastające z trawy u podnóża Górki Imielińskiej. Kto u licha wpadł na pomysł zainstalowania ich na trawniku?! A może kiedyś było tam jakieś utwardzenie?
Cała okolica Górki niedawno zyskała oficjalną nazwę Parku Polskich Wynalazców. Więc może w ramach parku upamiętnimy także polską myśl inżynieryjną: trawiaste boisko do kosza? Wimbledon i Manhattan w jednym. Cudowna pamiątka po czasach, gdy byliśmy młodsi, piękniejsi i każdy chciał zostać Michaelem Jordanem, tudzież Robertem Smithem a większość skończyła w żelaznym uścisku korporacyjnej Iron Maiden.