Po 35 latach od otwarcia Dom Sztuki doczekał się remontu. Oryginalne daszki i przeszklony pasaż widoczne na zdjęciu sprzed 20 lat niestety nie wracają, ale w nowej, białej szacie będzie się prezentował zdecydowanie lepiej. Bo ostatnio wyglądał, jakby trochę podupadał. A przecież to kawał sztuki jest!
Wyobraźcie sobie, że na wasze osiedle do lokalnego domu kultury przyjeżdża na spotkanie z publicznością Kevin Spacey z „House of Cards” i to w towarzystwie filmowej żony Claire oczywiście. Mało tego. Nieco później na tej samej sali pojawia się – dajmy na to – Emilia Clarke z „Gry o tron”. Nie bylibyście zdziwieni? Ale to wciąż nic. Te wszystkie gwiazdy przyjeżdżają w miejsce, które leży na peryferiach stolicy peryferyjnego kraju za żelazną kurtyną.
Z jeszcze jako-tako wyglądającego centrum wiozą ich gdzieś, między bloki, zatrzymują auta obok gigantycznego wykopu budowanego metra i wprowadzają do skromnego, jednopiętrowego pawiloniku, który dzielą między siebie: spółdzielnia lekarska, sklep z artykułami plastycznymi i niewielkie kino z kameralną salą. Wejścia pilnuje szpaler wąsatych milicjantów w długich płaszczach. To tu? Owszem, to tu. W polskim Kodak Theater, Domu Sztuki na Ursynowie.
Dom Sztuki powstawał niewiele krócej niż „W poszukiwaniu straconego czasu”. Widać – pomnikowe dzieła już tak mają. Mury dźwignięto już w 1977 roku, a uroczyste otwarcie to 29 lutego 1984! Co robiono te siedem lat? Szukano straconego czasu, to oczywiste. Kiedy więc już odnaleziono, nie zostało go zbyt wiele na dalsze dywagacje, od razu ostro wzięto się do pracy. Uroczystość otwarcia uświetnił koncert fortepianowy pianistki Rinko Kobayashi zapowiedziany przez Henryka Talara… po japońsku.
Mocne wejście, ale to dopiero początek. Już w następnym roku przyjechały największe gwiazdy telewizji środkowego Jaruzelskiego. Hitem o oglądalności porównywalnej z meczami Polska-Niemcy (średnio ponad 80%!) był wówczas brazylijski serial „Niewolnica Isaura” z Lucelią Santos w roli tytułowej i Rubensem de Falco grającym Leoncia, okrutnego właściciela ślicznej niewolnicy. Teraz już rozumiecie to porównanie z „House of Cards”? Amerykański serial to przy tym pikuś. I oto ci celebryci z ligi mistrzów zjawiają się na Wiolinowej.
W zasadzie to miała być konferencja prasowa. Wysłano zaproszenia do dziennikarzy, ale ktoś źle je zrozumiał i skierował do druku. Publiczność przeczytała i oniemiała, po czym tłumnie zwaliła się o oznaczonej godzinie na biedny Dom Sztuki. Porządku musiały pilnować specjalnie ściągnięte posiłki milicji, ale z punktu widzenia organizatorów, było to błogosławieństwo. Nagle cała Polska usłyszała o ursynowskim domu kultury! Postanowiono iść za ciosem. Rok później Isaura się skończyła i o jej świetności przypominała już tylko kawiarnia „Jedyna” przemianowana na „Isaurę”, ale ona akurat mieściła się w Górze Kalwarii. No i jeszcze wysyp małych Isaur na porodówce. Jeżeli znacie jakąś, to na bank rodziła się w roku 1984 lub 1985. Nową gwiazdą telewizji została Rebecca Gilling grająca główną rolę w australijskim serialu „Powrót do Edenu”. I znów udało się ją ściągnąć do Domu Sztuki! Tym razem organizatorzy byli już dobrze przygotowani i zawczasu zadbali o wzmocnione siły milicji.
Na co dzień w Domu Sztuki może nie było aż takich celebrytów, ale za to był kawał porządnego kina. Właściwie to chyba nie ma ucznia ursynowskiej podstawówki z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, który choć raz nie odwiedziłby Domu Sztuki. Od „Klątwy Doliny Węży” przez „Cudowne Dziecko” aż po „Titanica” wyświetlano tu wszystkie nowości i spragnionym wielkiej sztuki kinomanom niespecjalnie nawet przeszkadzał fakt, że kupując bilet można było źle trafić: otóż na widowni jeden fotel umieszczono za betonowym słupem podtrzymującym sufit. Kogo tam usadzono, musiał się trochę poprzytulać do sąsiada (sąsiadki) aby cokolwiek widzieć. Nienajlepszy ogląd mieli również widzowie na miejscach prostopadłych do ekranu, ale to przecież szczegóły.
W Domu Sztuki prężnie działał Dyskusyjny Klub Filmowy wyświetlający klasyczne dzieła światowego kina. Dyskutować można było na sali lub piętro wyżej, w kawiarence przy soku lub piwie. Złoty okres skończył się wraz z końcem XX wieku i otwarciem Multikina. W warstwie symbolicznej wyznaczyła go również rozbiórka ozdób. Gdy bowiem Dom budowano, zaplanowano czerwone ażurowe daszki ciągnące się przez całą długość frontowej elewacji i przełamujące pudełkowatość obiektu. Przyjrzyjcie się jeszcze raz zdjęciu tytułowemu.
Urody dodawał też przeszklony pasaż wsparty na zielonych słupach, pod którym pasażerowie wychodzący z metra mogli znaleźć schronienie przed deszczem. Resztki słupów do dziś tkwią w asfalcie, możecie poszukać sami. W końcu, w 2010 roku, właściciel budynku – Spółdzielnia Jary – podjęła decyzję o jego zburzeniu. Miał ustąpić miejsca wielkiemu blokowi. Ale zburzyć dom kultury to jednak sztuka. Więc po kolejnych dziewięciu latach zawieszenia zmiana planów – elewację wyremontowano. Brawo!
Mijają więc lata a on wciąż stoi. Wciąż działa kino, a na piętrze – wypożyczalnia DVD, już jedna z ostatnich nie tylko na Ursynowie, ale i w tej części miasta. Właściciel stawia na klasykę. I słusznie. Cała ta instytucja to jedna wielka klasyka z trwałym miejscem w historii lokalnej.
A cały ten artykuł to część mojej książki „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”. Przypominam, że niezmiennie trwa promocja, w której do każdego egzemplarza kupionego w sklepie wydawcy dodajemy album „Witajcie na Ursynowie”, dedykację i autograf autora. A po tę lokalną kulturę prosimy tędy:
Przejdź do sklepu
Zdjęcie tytułowe pochodzi z folderu ówczesnej Gminy Ursynów wydanego w roku 1998.