Czy to nowojorscy gliniarze zawitali na podwórko bloku przy Zaorskiego? Czarne uniformy, ośmiokątne czapki z wielką blachą i budząca postrach pała? Nie, to dzielni ochroniarze agencji Alamein, która pilnuje porządku na osiedlu. Mamy w końcu lata dziewięćdziesiąte, więc strach się bać.
– Polska to dziki kraj – powiedział swego czasu zdymisjonowany minister sportu. Stwierdzenie może i słuszne, ale zdecydowanie za późno wypowiedziane. Bo prawdziwie dzikim krajem to byliśmy nie w roku 2009, gdy Mirosław Drzewiecki wygłaszał swoją złotą myśl, ale dwadzieścia lat wcześniej.
Pilnowanie procesji szło naszym stróżom prawa bardzo dobrze, ale już w życiu świeckim bywało nieco gorzej. Wystarczy rzut oka do prasy z epoki.
I to jest dopiero dziki kraj. W zasadzie nic dziwnego. Czasy wielkich przełomów i rewolucji od zawsze sprzyjały różnego rodzaju szumowinom. Dlaczego więc nasza rewolucja miała być inna? W 1990 roku policja dopiero co została policją. Przemalowała rozklekotane Nyski, którymi można było ścigać brodatych opozycjonistów, ale podgolony kark w używanym BMW tylko się z niej śmiał. Zresztą rzeczywiście było z czego. Z powodu kryzysu policjantom drastycznie ograniczono przydziały paliwa do tych Nysek i Polonezów, o komputerach mogli tylko pomarzyć, a na ulice wychodzili w sortach mundurowych z PRL. Kto nie pamięta, niech obejrzy sobie „Krolla” albo „Psy”.
Co więc mieli robić porządni obywatele? Musieli wynająć ochronę. W 1993 roku władze spółdzielni Stokłosy pytają mieszkańców, czy chcą się zrzucić na agencję. Agencja ma idealnie pasującą do tamtych czasów nazwę COOL.
Od razu podpowiem, że mieszkańcy oczywiście się zgodzili. W tamtych czasach mieszkałem na Stokłosach i doskonale pamiętam groźnych ochroniarzy przechadzających się parami po osiedlu. Stokłosy były pionierem wynajmowania osiedlowej ochrony. Dziś w kabackiej części Ursynowa trudno chyba znaleźć osiedle czy podwórko, które takiej agencji nie wynajmuje.
Czy było bezpiecznie? Pytanie trochę jak z „Maratończyka” z Dustinem Hoffmanem. W sumie chyba było. A przynajmniej tak się wszystkim wydawało. Pod El Alamein źli chłopcy też w końcu dostali baty, prawda?
Jak pamięcią sięgnę, to przypomnieć sobie nie mogę, żebyśmy przed zamknięciem osiedla „Techniczna” (circa jesień 1999, a może i wiosna 2000) mieli takich Panów, żywcem wyjętych z „Akademii Policyjnej” za ochronę. Pałki i czapki? Coś czuję, że byliśmy tylko ładnym osiedlem wykorzystanym przy tworzeniu ulotki reklamowej.